Lazur nad Wieprzem Marsze na ościennych żołdach Gwiżdże sobie wiatr. Tymczasem świta w Beskidach. Na wschodzie niebo jest różowe od przebijającego się słońca, a po tym różu wędrują ciemno - sine chmury, z których może paść kolejna ulewa tak potrzebnych rewolucyjnych zmian.

zapytał(a) o 18:36 Co to znaczy ? "lepszy w wolności kąsek lada jaki niźli w niewoli przysmaki" Cytat z "Psa i Wilka" ;] Odpowiedzi Senelie odpowiedział(a) o 19:02 To coś jak: "Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu" - Lepiej mieć coś mniejszego, ale pewną zdobycz, niż jakieś luksusy i nie wiadomo co, które właściwie nie są nasze lub musimy za nie płacić. hm też mi się tak wydaje. Ja to np. rozumiem tak, że lepiej jest mieć coś na wolności itd. niż coś fajnego, ale w niewoli i zamknięciu ;) Uważasz, że ktoś się myli? lub
* Lepszy mądry wróg, niż głupi przyjaciel. * Lepszy na wolności kąsek lada jaki, niżli w niewoli przysmaki. * Lepszy rydz niż nic. * Lepszy własny chleb, niż pożyczona bułka. * Lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. * Lepszy wróbel w ręku, niż cietrzew na sęku. * Lepszy żywy lis, niż martwy lew. * Licho nie śpi.
Unia Europejska zamierza powiązać fundusze europejskie z niesprecyzowaną bliżej w traktatach praworządnością. Oznacza to, że urzędnicy Unii będą mogli arbitralnie oceniać, w których krajach „prawo Unii” jest przestrzegane, a w których nie. I stosować presję odebrania funduszy tym, którzy nie przestrzegają obecnie obowiązujących wartości, na przykład nie podzielają dominującej ideologii Unii. Czy Polska powinna zgodzić się na procedurę łączenia finansowania z praworządnością, czy zawetować takie pomysły?
Z KADENCJI NA KADENCJĘ WSZYSTKO SIĘ STACZA: najświeższe informacje, zdjęcia, video o Z KADENCJI NA KADENCJĘ WSZYSTKO SIĘ STACZA; Piąta kadencja
Zobacz nowe serwisy Kulturalnej Polski! Adam Mickiewicz • Dziady • Pan Tadeusz • Konrad Wallenrod Adam Mickiewicz(NAŚLADOWANIE Z LA FONTAINA) Jeden bardzo mizerny wilk - skóra a kości, Myszkując po zamrozkach, kiedy w łapy dmucha, Zdybie przypadkiem brysia jegomości, Bernardyńskiego karku, sędziowskiego brzucha: Sierść na nim błyszczy gdyby szmelcowana, Podgardle tłuste, zwisłe do kolana. — «A witaj, panie kumie!! witaj, panie brychu! Już od lat kopy o was ni widu, ni słychu, Wtedyś był mały kondlik — ale kto nie z postem, Prędko zmienia figurę! Jakże służy zdrowie?» — «Niczego» — brysio odpowie. I za grzeczność kiwnął chwostem. — «Oj! oj!... niczego! — widać ze wzrostu i tuszy! — Co to za łeb — mój Boże! choć walić obuchem — A kark jaki! a brzuch jaki! Brzuch! niech mnie porwą sobaki, Jeżeli, uczciwszy uszy, Wieprza widziałem kiedy z takim brzuchem!» — «Żartuj zdrów, kumie wilku; lecz mówiąc bez żartu, Jeśli chcesz, możesz sobie równie wypchać boki». — «A to jak, kiedyś łaskaw?» — — «Ot tak - bez odwłoki Bory i nory oddawszy czartu I łajdackich po polu wyrzekłszy się świstań, Idź między ludzi - i na służbę przystań!» — «Lecz w tej służbie co robić?» — wilk znowu zapyta. — «Co robić? — dziecko jesteś - służba wyśmienita — Ot jedno z drugim nic a nic! Dziedzińca pilnować granic, Przybycie gości szczekaniem głosić, Na dziada warknąć, Żyda potarmosić, Panom pochlebiać ukłonem, Sługom wachlować ogonem. A za toż, bracie, niczego nie braknie: Od panów, paniątek, dziewek, Okruszyn, kostek, poliwek, Słowem, czego dusza łaknie». Pies mówił, a wilk słuchał: uchem, gębą, nosem, Nie stracił słówka; połknął dyskurs cały I nad smacznej przyszłości medytując losem, Już obiecane wietrzył specyjały! Wtem patrzy... «A to co?» — «Gdzie?» — «Ot tu, na karku». — «Eh, błazeństwo!...» — «Cóż przecie?» — Oto, widzisz, troszkę Przyczesano, — bo na noc kładą mi obróżkę, Ażebym lepiej pilnował folwarku!» — «Czy tak? Pięknąś wiadomość schował na ostatku». — «I cóż, wilku, nie idziesz?» — «Co nie, to nie, bratku: Lepszy w wolności kęsek lada jaki Niźli w niewoli przysmaki» — Rzekł — i drapnąwszy co miał skoku w łapie, Aż dotąd drapie! Wersja do druku Wyślij znajomemuWażne cytatyutwór: PIES I WILK"Lepszy w wolności kęsek lada jaki Niźli w niewoli przysmaki." - przysłowia / mądrości ludoweKomentarze artykuł / utwór: PIES I WILKPIES I WILK - XXX ()\"pies i Wilk\" powinno być streszczenie!!!PIES I WILK - slawo ()Czy jeszcze trzeba się uczyć tej bajki w szkole na pamięć. Ja musiałerm... brrrr. To była 7 lub 8 klasa szkoły I WILK - karina (karus12 {at} streszczenie tej bajki PIES I WILK - Anonim ()nieprzesadzal ten mickiewicz zdlugoscia wiersza jak sie tego uczyc? PIES I WILK - Monia (monia2309 {at} cech tych bohaterów ale ludzkich zy ktoś może mi pomóc prosze o pomoc na mojego e-mailaDodaj komentarz
Adam Mickiewicz. Znaczenie Adama Mickiewicza dla dziejów literatury i kultury duchowej Polaków wydaje się być nie do przecenienia. Ten wielki człowiek, działacz i twórca głęboko i trwale zapisał się w naszej świadomości zbiorowej. Już jego literacki debiut – wydany w 1822 r. w Wilnie pierwszy tom Poezyj, był wydarzeniem na
{"type":"film","id":756160,"links":[{"id":"filmWhereToWatchTv","href":"/film/Faworyta-2018-756160/tv","text":"W TV"}]} powrót do forum filmu Faworyta 2019-01-24 11:02:54 ocenił(a) ten film na: 8 Jak rozumiecie zakończenie filmu? użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 8 Girlhood Abigail stała się uczuciową i seksualną niewolnicą królowej, co symbolizuje jej uniżony gest w finale filmu. Sarah straciła to, co kochała najbardziej: odsunięto ją od królowej i wydalono z kraju. Schorowana królowa straciła najlepszą przyjaciółkę, kochankę i powiernicę, zamieniając ją na bezduszną manipulantkę, która karmi królową słodyczami i maltretuje jej ukochane króliki. Króliki to erzac szczęścia i zarazem symbol rozpaczy królowej. W ostatniej scenie królików jest coraz więcej, aż w końcu całkowicie dominują przestrzeń ekranową. To właśnie i tylko to pozostało królowej - bezgraniczna, stale rosnąca rozpacz. Wszystkie kobiety przegrały, staczając się w osobiste piekło poddaństwa, banicji i film, być może najlepszy w karierze Lanthimosa. Porównywalny ze wspaniałym "Barrym Lydonem" Kubricka i równie fantastycznym "Wiekiem niewinności" Scorsese. Ciekawa interpretacja @noniezbyt ! użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 8 Mruriel Dziękuję, Mruriel. Aprijl ocenił(a) ten film na: 10 Lanthimos stworzył podobny efekt jak w filmie Kubrick'a chodzi mi o oświetlenie świecami. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 10 Aprijl Podobne są również pewne wątki fabularne, tj. próba wkupienia się w łaski "elit" i konsekwencje tejże. Ostatecznie bohater Kubricka nie różni się tak bardzo od Abigail. Ojojoj! Uczuciowe i seksualne niewolnice! Sarah najlepszą przyjaciółką Anny? To chyba nie mówimy o tym samym filmie... użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 STBerry Sztuka ma to do siebie, że można ją interpretować wielorako. Mój odbiór jest jednym z wielu i nie znaczy, że jest jedyny słuszny. Podobnie zresztą jak twój. Girlhood Końcówka mówi nam o jakości relacji. Królowa straciła tę cenną, szczerą relację na rzecz pozornej. Służąca nie wylądowała na ulicy, mino to musiała się ku*rwić. Księżna za to została ukarana za ucisk wobec film jest o hierarchii społecznej oraz o osobliwości jej wewnętrznych relacji. Marian_12 Trudno się z tym zgodzić. Nie ma w tym filmie szczerych relacji jest tylko walka o wpływy i władzę. Nikt tutaj nie musiał się się prostytuować ale chciał bo łóżko było, jest i będzie doskonałym narzędziem umacniania władzy. Jaka ukarana księżna, jacy słabi, jaki ucisk? Wszyscy są znakomicie pokazanymi łajdakami. Nikt nikogo nie karze tylko wygrywa lub przegrywa walkę o władzę. STBerry szczere relacje w ogóle nie istnieją jako takie. Zawsze są uwikłane w jakieś hierarchię, konflikty, wspólne interesy. Księżna w pewnym momencie miała wybór - dać służącej czego chce, lub walczyć z nią z wyższej pozycji. Wybrała grę o status quo i poniosła za to kanał na yt Drugi seans. Bardziej elokwentnie mówią mniej więcej to samo co ja :) Marian_12 Królowa straciła cenną, szczerą relację? Chyba pozornie, bo owa Sarah również wykorzystywała tą relację do swoich celów hedlio ale potrafiła powiedzieć jej, że wygląda jak borsuk - ta relacja zupełnie się różniła od tego, co dostawała od służącej Marian_12 Sarah manipulowała właśnie w taki sposób; używając przemocy, obrażając, poniżając, sprawiając że królowa czuła się słaba i niepotrzebna. Abigail manipulowała komplementami - ale obie były siebie warte. Grały tylko swoje role, gdyby przypadek zrządził inaczej, mogłyby grać role odwrotne. hedlio No i co z tego? Czy to wystarczy aby relację nazwać szczerą? Sprawa z borsukiem to też trick Sarah'y. Ten film jest wspaniałą komedią w którym pokazany jest dwór pełen sk........ów w wyścigu po władzę i wpływy. Doszukiwanie się relacji, kary, szczerości to syzyfowa praca bo nie o to tu chodzi. Liczy się tylko to kto te podchody wygra, a stawka jest duża... większość z nas w roli Abigail do końca filmu skrobała by podłogę w kuchni. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 STBerry Może ci to umknęło, ale nie wygrał nikt. W tym sęk. oczywiście że nikt nie wygrał w tym trójkącie, nie wiem czy jest to sęk. Gdyby wygrał to byłby happy end ale nie byłoby tak dobrego filmu. Dla mnie pozostawienie widza w niepewności co do losu tego trójkąta z lekkim tylko chłodem zmieniającego się wiatru nad głową Abigail, pokazane w tak subtelny sposób w zakończeniu filmu był tryumfującym akordem w tej filmowej symfonii. À propos wygrywania, Sarah wróciła na swe włości (karą tego nazwać nie można), a Abigail, nawet gdyby dostała kopniaka od Anny, bądź co bądź jest teraz lordowską żoną więc podłóg w dworskich kuchniach nigdy już nie będzie musiała szorować. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 STBerry Sarah została skazana na banicję i musiała opuścić Anglię. Co do Abigail, pozwolę sobie w tym miejscu zacytować naszego wieszcza: "Lepszy na wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki". Mówimy o filmie czy o historii. Jeśli o historii to Sarah i mąż opuścili Anglię dobrowolnie po utraceniu urzędów (mąż parł do wojny i podobno sprzeniewierzył większą kwotę), pomocy finansowej Anny w budowie pałacu Blenheim oraz widoków na lukratywne urzędy dla dzieci Sarah. Niektórzy mówią że Anna sprowadziła Sarah raz jeszcze do Anglii. Tak czy tak, Anna zmarła 3 lata po wyrzuceniu Sarah, której tak znowu żle nie było w tych niemieckich zamkach. A jeśli chodzi o naszego wieszcza to zgoda ale on napewno nie z tego filmu... Ale miło było porozmawiać.... użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 STBerry Polecam się. STBerry Tak, ten film jest również o władzy. Co mega ciekawe Sarah walczy o to żeby kontynuować wojnę z Francją, na której może stracić męża, oraz na której może się nakraść. Swoją drogą niejednoznaczne jest to, czy ona kocha męża, czy kocha i męża i królową, czy kocha męża i królową i swoją ojczyznę. To dopiero osobliwe relacje! :D Abigail, z kolei, zdaje się, że walczy tylko o status społeczny, a co za tym idzie słodkie, hedonistyczne życie. Być może dlatego jej relacja z królową jest tak płytka i szybko traci swój żar. BTW: Można też psychologizować, iż królowa od początku wykorzystuje Abigail, aby emocjonalnie związać ze sobą Sarahę. W pewnym momencie przegina pałę i zostaje ukarana samotnością za "ucisk wobec kogoś słabszego", stojącego niżej w hierarchii społecznej. Swoją drogą z początki można było odnieść wrażenie, że królowa i księżna są sobie równe, a nawet, że Sarah dominuje. Może dlatego Anna tak bardzo ceniła sobie tę relację. Marian_12 Co to jest "sarahę"? Sarę po prostu. H jest nieme ;) Lewbestia łupsidubsu :) STBerry One się znały od dziecka. To zupełnie inny poziom relacji niż z Abigail. Po 30 latach przyjaźni mogła mówić, że wygląda jak borsuk, bez żadnej manipulacji w tle ;) Oczywiście wykorzystywała to że się znały od dziecka np. w scenie w "spa" i następnej. Girlhood W ostatniej scenie zamyka się cały tragizm tego filmu. Przypomnij sobie obojętny a może smutny wyraz twarzy Anny gdy Abigail "masuje" jej nogę oraz trwogę na twarzy Abigail z powodu braku reakcji. Anna tęskni za Sarah. Minorowa tonacja przypomina raz jeszcze, że łaska pańska na pstrym koniu jeździ... Girlhood W moim odczuciu ostatnia scena to krzyk rozpaczy królowej, która przejrzała motywy i sztuczki Abigail, jest świadoma swojej niemocy wobec niej, przerażająco osamotniona, właściwie psychologicznie zdana na jej łaskę. Wydaje jedyny "rozkaz" na jaki mogła się zdobyć by fizycznie choćby uniżyć Abigail, ale nie sprawia jej to przyjemności. A króliki? Morze królików?... czy ona aby nie postradała na koniec zmysłów? Miriam_ Albo były symbolem/obrazem nieszczęścia królowej... Girlhood Zakończenie filmu ciekawie pokazuje, jak Abigail zaczyna zdawać sobie sprawę z wlasnej porażki. W scenie, w której wynoszone są rzeczy Sarah, Abigail jest przekonana o swoim zwycięstwie, jest dumna i pewna siebie (nawet Sarah widząc to mówi: "ty naprawdę myślisz, że wygrałaś"). Pierwszy niepokojacy sygnał Abigail dostaje w momencie, gdy próbuje zasugerować Annie, że Sarah kradła pieniądze. Królowa zdecydowanie temu zaprzecza i Abigail zdaje sobie sprawę, że przegięła (wychodzi wściekła na siebie) i Anna jej nie ufa. Drugim ciosem był list Sarah do Anny (a pośrednio kierowany do Abigail). List uświadomił Abigail, że jej relacja z Królową nigdy nie dorówna relacji, jaką władczyni miała z Sarah. Natomiast trzeci nokautujący cios to końcowa scena. Anna symbolicznie ją poniża i upokarza. Właśnie tam, na podłodze u stóp władczyni Abigail uświadamia sobie, że tak naprawdę przegrała i stało sie to, czego się najbardziej bała - została niewolnicą. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 Jumpin_jack_flesh Można dyskutować, czy Abigail od samego początku nie była niewolnicą - najpierw swojego lichego pochodzenia i chorych ambicji, a później królowej i jej kaprysów. To prawda, ale wydaje mi się, że będąc biedną paradoksalnie miała więcej wolności, niż przy boku królowej. Kiedy była na dnie nie miała niczego do stracenia. Trochę się odbiła, została osobistą służącą Sarah i nie miała już tak źle. Mogła na tym poprzestać, nie musiała przecież lądować w łożu królowej. Podjęła jednak taką drogę, chciała więcej i więcej. A teraz, kiedy dostała już to wszystko, czego chciała, z czasem brak wolności zacznie jej doskwierać coraz bardziej. W dodatku przyzwyczai się do wystawnego i hedonistycznego życia i bardzo trudno będzie Jej z tego zrezygnować w zamian za odzyskanie wolności. aronn ocenił(a) ten film na: 7 Jumpin_jack_flesh Ale suma summarum to zawsze jakaś wygrana niż to,że wyladowała by w jakims rynsztoku,zresztą jakby nie dotarła na sam "szczyt"to by była zapewne poniżana przez trochę tak jakbyśmy w korporacji byli jakimś może nie pracownikiem najniższego szczebla ale jakimś brygadzistą i awansowalibyśmy na prawie sam szczyt będąc kierownikiem działu ale niestety dalej byśmy byli kopani przez najwyższego czyli utarto może nosa ale wpływy jakieś nadal ma,no i zawsze może pokierować życiem tak by królowa w jakimś tam stopniu ja jednak bardziej akceptowała. aronn Oczywiście. Abigail jest poza tym lordowską żoną, już dworskich kuchni nigdy nie będzie szorować (o czym wcześniej). Dzięki za podsumowanie. Strasznie dużo w pozostałych wypowiedziach wielkich słów, których w filmie nie widzę. Film jest super komedią o bezkompromisowej i nikczemnej walce o władzę i wpływ na skorumpowanym angielskim dworze. Nie widzę głębszych uczuć i sercowych rozterek, nie widzę też niewolnic, poniżeń czy upokorzeń. Pytanie jest tylko czy dany ruch na szachownicy uniesie mnie na drabinie po której się wspinam czy nie. To samo dzieje się w setkach korporacji lub polityce już nie mówiąc o literaturze. Tu, dzięki wspaniałym dialogom i angielskiemu poczuciu humoru no i świetnej grze aktorskiej udało się wyprodukować małe arcydzieło w swoim gatunku i nic więcej. użytkownik usunięty ocenił(a) ten film na: 9 STBerry To idź do lekarza od oczu. całkowicie się z Panem zgadzam, no i wreszcie się Pan odciął STBerry Jak to nie widzi Pan poniżeń i upokorzeń...? Wszystkie te Pana wywody są tak przesiąknięte zarozumialstwem...
Grillowanie niepostrzeżenie stało się naszą cechą narodową. Jak piłka nożna, chamstwo w sejmie, lub picie wódki bez zakąski. Do obrazu Polaka-cebulaka w sandałach i skarpetach, trzymającego torbę z „Biedronki”, dołączył okopcony ruszt. Właśnie ruszyło majowe grillowanie narodowe.
Adam Mickiewicz Lepszy w wolności kęsek lada jaki niźli w niewoli przysmaki.
To duży sukces. Liczę, że utworzymy koalicję rządową. Przejmiemy od zmęczonego PiSu władzę i wprowadzimy normalność w życiu wszystkich Polaków – mówił Stanisław Tomczyszyn, lider PSL w woj. lubuskim – Jak mawiał biskup Ignacy Krasicki „lepszy na wolności kąsek byle jaki, a niżeli w niewoli przysmaki” – dodał. godz
Więcej wierszy na temat: Polityka « poprzedni następny » Na integrację nadzieje Polaków rząd zawsze miał za nic. Czy dzisiaj w końcu zmądrzeje, Kiedy ma wojnę u granic? Czy będzie wciąż „z kolan wstawał” I z miną butną i srogą Znów prztyczki w nos będzie dawał Tym, którzy pomóc nam mogą? Dziś głupich gierek czas minął I mam bolesną obawę: Kto nie chce za Kijów ginąć, Zginie za rok, za Warszawę. Napisany: 2022-02-25 Dodano: 2022-02-25 00:08:13 Ten wiersz przeczytano 407 razy Oddanych głosów: 11 Aby zagłosować zaloguj się w serwisie « poprzedni następny » Dodaj swój wiersz Wiersze znanych Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński Juliusz Słowacki Wisława Szymborska Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński Halina Poświatowska Jan Lechoń Tadeusz Borowski Jan Brzechwa Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer więcej » Autorzy na topie kazap Ola Bella Jagódka anna AMOR1988 marcepani więcej »
  • Аснፂ дриврու
    • Աφαхиሼ жևδዝγот ቀ յ
    • Оጊуሙ аթаδፔզуф
    • Векυδጀηеςጬ вըዦужኮτ
  • ናдатвуሸи ጁы ցθֆуፈубижኒ
  • О сαктуζጃሗ
RT @pandarza: "Lepszy na wolności kęsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki". Pamiętacie Stare, ale jakże żywe #StrefaStarcia https://t.co/R214P7toIB
Dziś brałem udział w arcyciekawej dyskusji. Otóż pierwotnie chodziło o to, czy należy zabronić szyfrowania, żeby można było zawsze ustalić IP nadawcy, a w konsekwencji – ustalić autora „hejtu”, pomówienia czy innej obelgi. I całą tę dyskusję można sprowadzić do odpowiedzi na pytanie – czy lepiej mieć nieograniczoną wolność z nieograniczoną możliwością opluwania się wzajemnie, czy też wolność reglamentowaną przez Państwo. Bo de facto do tego się to sprowadza. Bo nie ma półśrodków. Aktualnie zmierzamy do „wolności” reglamentowanej przez Państwo – mając ponad 40 lat widzę to aż nazbyt dokładnie. Jak byłem małym dzieckiem (1-3 klasa), to lanie pasem było normalną formą kary, nauczyciel lał linijką po łapach dyscyplinując, zatargi rozwiązywało się na pięści po lekcjach. Później lanie zostało zredukowane do klapsów, nauczyciel stawiał do kąta, zatargi kończyły sie szarpaniną czy zapasami. Potem już lanie było passe, nauczyciel robił pogadanki, rodzice byli wzywani do szkoły i robiono nam obciach, zatargi kończyły się na wzajemnym wyzywaniu i opluwaniu. Później klaps został uznany za przemoc, nauczycielom wsadzano śmietnik na głowę, zatargi kończyły się hejtem na forach czy na ścianach. Teraz hejt jest uznawany za formę przemocy, podczas gdy kiedyś danie sobie po mordzie było raczej powodem do dumy niż wstydu. I to wszystko może i by było dobre, gdyby nie to, że gdzieś w to wszystko miesza się aparat państwowy i zwykłe zwyzywanie kogoś od najgorszych może się skończyć grzywną, a może i więzieniem, a zmuszenie dziecka do odrobienia lekcji może zostać uznane za przemoc emocjonalną i doprowadzić do ograniczenia praw rodzicielskich albo i odebrania ich (jak w krajach skandynawskich). I jak na to wszystko patrzę, to wydaje mi się, że chyba wolałbym pełną niczym nie ograniczoną wolność ze świadomością, że gdzieś ktoś może napisać, że Brzezina na kawalerskim się upodlił, że zrobił sąsiadce dziecko albo robi wałki na podatkach. Bo w każdej chwili się może okazać, że dbając o nasze dobre samopoczucie władza wsadzi nas wszystkich do klatki. Złotej czy srebrnej, ale jednak klatki. A lepszy na wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki.
śpi. Nie odniosłam wrażenia że on się męczy. Jasne, lepiej żeby siedział na łańcuchu przy budzie !!! P.S zgoda, trzymanie bernardyna który wychodzi na spacer raz dziennie w bloku to zły pomysł, ale niektóre psy WOLĄ zamieszkiwać mieszkanie bo mają tam dostep do kolan właściciela i więcej kontaktu z człowiekiem
Mowa Ślązaków niemal od zawsze traktowana była w Polsce jak kukułcze jajo. Był czas, kiedy mówienie po śląsku było właściwie zakazane – siało wśród Polaków zgorszenie i pogardę stanowiąc swoiste tabu. Potem „gwary” Ślązaków wprawdzie otwarcie nie zwalczano, ale zawsze traktowano jako coś skrajnie kolokwialnego, egzotycznego i rubasznego… Jak pokraczny słomiany miś luźno doczepiony do wszechpolskiej rzeczywistości kulturowej. W publicznym miejscu?!… Jaki jest dzisiaj w Polsce odbiór języka śląskiego?… Na pewno różny, ale myślę, że dla przeciętnego Polaka, słabo zorientowanego w tematyce śląskiej, zmieniło się niewiele. Upewniła mnie w tym sytuacja sprzed kilku lat. Pewien mój polski znajomy wyraził wówczas swe zniesmaczenie wydarzeniem w jednym z kędzierzyńskich sklepów, gdzie jeden z kupujących odezwał się do sprzedawczyni po śląsku. – „Nie, no ja rozumiem, ale w publicznym miejscu…” Niemal nieprawdopodobne, ale prawdziwe… Nie w roku 1950, ale w 2019, młody Polak jest zgorszony tym, że w mieście położnym w samym centrum Górnego Śląska, ktoś mówi po śląsku… Ten znany mi i skądinąd sympatyczny człowiek opowiadał o tym z zakłopotaniem – dokładnie tak, jakby mówił o zdarzeniu, podczas którego ktoś wyzywał sklepową używając przekleństw, albo wszedł do sklepu wprost z plaży nudystów. Dalszŏ tajla artykułu niżyj Aby lepiej oddać klimat i kontekst całej sytuacji, przytoczmy pytanie zawarte w treści jednej z lekkich polskich piosenek z lat 80-tych: (…) Lecz jak czułbyś się w tym domu czystym, oczywistym, gdyby w kuchni ktoś przy dziecku mówił po niemiecku (…). No właśnie – tak dokładnie czuł się bohater tej części naszej opowieści, tylko tym razem „ktoś” przy dziecku (i to nie jednym) mówił akurat po śląsku… Sytuacja niby z kosmosu, ale Polaków tak reagujących na język śląski, śląskość i Ślązaków, jest wciąż ogromna ilość. Spróbujmy więc zastanowić się, dlaczego tak jest, używając tym razem nieco większej dozy ironii (jak mawiał klasyk: „na trzeźwo” i „grzecznie” czasem się nie da). „Gwara” – to nie miało brzmieć dumnie… Oczywiście nie bez znaczenia jest zapewne fakt, iż przez wiele lat, dziadkom i rodzicom tego młodego człowieka wtłaczano w umysł, że mowa Ślązaków to „gwara” – prymitywna i zgermanizowana forma języka polskiego. Stąd blisko do obrazu Ślązaka jako nieuświadomionego Polaka-prostaka, który posługiwał się ową gwarą, ponieważ z powodu zacofania, a także konszachtów ze „Szkopami” oraz zwyczajnej „wieśniackiej” przekory, nie chciał lub nie potrafił nauczyć się poprawnego języka polskiego. Odnotujmy też na marginesie, że po 1945 roku w sukurs „śląskiej ciemnocie”, o której mowa powyżej, ruszyły z intelektualną pomocą całe zastępy Kresowiaków – niosąc zapyziałym (dwujęzycznym w mowie oraz piśmie) Ślązakom, kaganek oświaty, i już na miejscu wymieniając ów kaganek na śląską elektryczność w pakiecie z murowanymi domami oraz ich wyposażeniem. Wszakże raz w roku, ci uwstecznieni „dziwni Polacy” zwani Ślązakami stawali się bohaterami walczącymi (w tak zwanych powstaniach śląskich) o powrót do macierzy. To z kolei miał być zapewne dowód na to, że Polska jest tak godnym pożądania miejscem na ziemi, iż nawet śląskie prymitywne „węglokopy” były zdolne do rzeczy wielkiej… – Nawet oni zrozumieli bowiem, jak wielkie dobro czeka ich po zjednoczeniu z odwieczną macierzą. Musiało jednak minąć jeszcze kilka dekad, zanim polska macierz przestała nachalnie pogardzać nieuświadomionymi Ślązakami, którzy przecież przez tyle lat woleli oddawać swe przemysłowe dobra demonicznym Niemcom, mogącym im w zamian dać jedynie germanizację (oraz drogi, bogate miasta, kolonie robotnicze, linie kolejowe, murowane wsie, elektryfikację, gazyfikację, kanalizację itd.), zamiast przynieść je w darze Polsce, która mogła ich przecież w zamian obdarzyć czymś znacznie cenniejszym – swoją macierzą (oraz… no… wszystkim, tak ogólnie)… Kiedy „straszno” zmienia się w „śmieszno”. W pewnym momencie polscy dobrodzieje orzekli też, że czas już poluzować smycz i również dla mowy Ślązaków przyszły lepsze czasy. Przestano śląskie dzieci bić trzciną po „łapach” i stawiać w kącie za mówienie po śląsku, bowiem w temacie ustawicznej „repolonizacji” Ślązaków skończył się czas permanentnego „kija” i rozpoczął się okres dywersyfikacji „kijów i marchewek”. Na kanwie tych humanitarnych przemian, powstał śmiały pomysł, aby pozwolić Ślązakom trochę pogaworzyć w tym ich prymitywnym bełkocie. – Przecież to mogło być nawet śmieszne… No i stało się – kabarety, biesiady śląskie i jeden „swojski” Pan Profesor odkrywający w śląskiej „gwarze”, nieznane dotąd pokłady polskiej tradycji. Oto bowiem tam, gdzie inni słyszeli tylko prymitywny jazgot śląskich „fizoli”, on słyszał staropiastowski język, którym drzewiej wszyscy Polacy mówić raczyli… Zatem począł edukować swych maluczkich pobratymców, a i Polaków delikatnie zganił, aby nie pogardzali ową mową wprawdzie prymitywną, ale jakże cenną… archaiczną – niczym neolityczne znalezisko. Oto bowiem okazało się, że w tym przaśnym bełkocie pobrzmiewają całe wieki polskiej historii… Zatem o bogowie! – Ci niczego nieświadomi maluczcy Ślązacy są nosicielami prastarej polskiej kultury! Jakież to paradoksalne, że nie w slangu warszawskiej Pragi, ani też w lwowskim żargonie, ale w „gwarze” prymitywnych „Hanysów” ze Śląska – pobrzmiewa łagodny krzyk Popiela zjadanego przez myszy w urokliwej scenerii jeziora Gopło, a pewnie też okrzyk zwycięstwa niejakiego Mieszka, wzniesiony 1000 lat temu pod Cedynią, która to eksklamacja – podążając za myślą Profesora – niczym zapewne nie różniła się od wyrażonego pełnym gardłem okrzyku kibica Ruchu Chorzów po bramce strzelonej Zagłębiu Sosnowiec… Zatem dla mowy Ślązaków zapanowała w Polsce nowa era. Nie łajano ich już za to, że w swej maluczkości wolą mówić jakimś prymitywnym narzeczem, miast piękną polszczyzną, lecz taktowano ich jak poczciwych „braci mniejszych”, uroczych w tej swej przaśnej, śmiesznej tradycji. Mało tego, polskich dobrodziejów brzmienie śląskiej „gwary” przestało złościć i zaczęło po prostu życzliwie śmieszyć… Jakże miło się więc zrobiło wszystkim… – Ot tam, na scenie – „maluczcy” bawią Polaków swą śmieszną „gwarą”, a widownia szczerze śmieje się z ich uroczego dokazywania… Jakże dumni muszą być ci głupiutcy Ślązacy z tego, że nawet Polacy bawić się raczą razem z nimi, mając niezłą „bekę” z ich ojczystej mowy… Oczywiście Pan Profesor namawiał, aby rzecz traktować trochę poważniej, bo zaiste wielki potencjał polskiej tradycji tkwi w śląskiej „gwarze”. Zatem śmiejmy się z tego, ale nie do rozpuku, abyśmy przy okazji robienia sobie jaj ze Ślązaków nie urazili najjaśniejszej Rzeczpospolitej i jej prastarej kultury… Rezerwaty, skanseny, getta… czyli śląska kultura po polsku W końcu postanowiono też, że należy chronić „śląską gwarę”. Jednakowoż dopuszczenie jej do kultury wyższej oraz życia publicznego byłoby już przesadą… Zatem należało otoczyć ją opieką (czytaj: zasiekami z odpowiednich zakazów), aby funkcjonowała sobie jeno gdzieś w zacisznym kątku polskiej rzeczywistości jako obiekt muzealny „specjalnej troski”… W tym celu stworzono kulturowe getta i rustykalne skanseny, gdzie umieszczono śląską mowę oraz śląską tradycję (czyli: modrŏ kapustã, klōski i roladã oraz Karolinkę ustawicznie uciekającą przed niejakim Karliczkiem – bo do takiej głębi śląskiej tradycji udało się na chwilę obecną polskim badaczom dotrzeć). Później do tego wszystkiego dorzucono jeszcze samych Ślązaków i w ten sposób stali się oni Indianerami zamkniętymi wraz ze swym językiem w kulturowych rezerwatach. Czasem przyjeżdżają tam polscy panowie, aby zza „ogrodzenia” popatrzyć, posłuchać i pośmiać się z ich śmiesznej „gwary” i kultury (kabarety i szlagry) oraz tradycji (wice i krupnioki). Czasem też polscy jaśnie oświeceni rzucą jakieś parę groszy, a czasem to i paradę wojskową zrobią… A niechże sobie Indinery popatrzą jak wspaniała i potężna jest ich odwieczna Mater Polonia – tak na wszelki wypadek, gdyby zamiast obmyślania nowych wiców, skeczów i „śląskich wojen”, przyszła im do głowy produkcja łuków, albo nie daj Bóg – zakładanie jakichś rezerwatowych stowarzyszeń… Suweren okrutnie zdradzony I wszystko byłoby właściwie idealnie, gdyby nie istniał pewien rodzaj Ślązaków – tych gnuśnych, niereformowalnych i maksymalnie uwstecznionych, którzy za nic sobie mają wysiłki Rzeczpospolitej w kwestii ich „resocjopolonizacji”. Ośmielają się oni próbować zestandaryzować i skodyfikować ten swój śląski jazgot, podważając przy tym niepodważalne (z definicji) osiągnięcia polskiej myśli naukowej. Mało tego, trwają oni w pełnym ignorancji przeświadczeniu, że – o zgrozo! – ten, pożal się Boże bełkot – to jest język!… Ba, zamiast ku pożytkowi własnemu oraz swoich polskich panów – którzy przecież wśród tylu rozterek i wątpliwości na to zezwolili – opowiadać przaśne wice i zakładać kolejne śląskie kabarety, zaczęli pisać poważne książki, wiersze… Mało tego, niektórzy z nich dostają za te swoje bazgroły nagrody i to polskie nagrody. Jak się bowiem okazuje, również sporo Polaków nie do końca podziela opinię, że „słuszną linię ma nasza partia” (wobec spraw śląskich). Prawdziwie jednak bulwersujący dla polskiego suwerena jest fakt, iż ów niereformowalny, uwsteczniony śląski element wymyślił sobie, że ten ich Śląsk posiada jakąś własną historię i kulturę. – Oni, którzy od zarania dziejów (przez całe 150 lat) byli częścią Polski!… Boże! co za buta i arogancja!… Jakąż ci niewdzięcznicy mogli mieć własną historię i jakąż mogli wypracować kulturę, inną niż odwiecznie polska, przez te pozostałe ledwie 1000 lat, podczas których powinni przecież wyłącznie tęsknić i wyczekiwać na zjednoczenie z macierzą… Zatem cóż… polscy dobrodzieje za swe serce na dłoni, doczekali się znów niewdzięczności okrutnej ze strony „paru” gnuśnych Ślązaków, którzy wolą w swych kazamatach robić „nielegalnie” jakąś tam urojoną śląską kulturę, miast dołączyć do grona swych prawowiernych ziomków, którzy wraz ze swymi przewodnikami duchowymi, czyli „prawdziwymi Polakami”, służą najjaśniejszej Rzeczpospolitej „jednego narodu”. No cóż, może ta garstka śląskich „oszołomów” zaczytała się w jednego takiego literata, który swego czasu napisał, że „lepszy na wolności kąsek lada jaki, niźli w niewoli przysmaki”. Jedno się wszak zmieniło od czasu, kiedy pan La Fontaine (Adam Mickiewicz dokonał jedynie przekładu, chociaż połowa polskich podręczników podpisuje go jako autora) pisał tę bajkę, bowiem w polskiej rzeczywistości dla Ślązaków „kąsek” w kwestii afirmacji śląskości będzie zawsze „lada jaki”, bez względu na to, czy wydawać nam się będzie, że jesteśmy na wolności czy też w niewoli… Puenta, czyli polska arogancja i śląska bylejakość No dobrze… tyle gorzkiego sarkazmu na razie wystarczy. Zapewne spora ilość Czytelników uzna ten tekst za prowokacyjny, „czepialski”, „wredny” i robiący tak zwane „widły” z tak zwanej „igły”… No bo, czy to aż tak źle, że Ślązacy mają poczucie humoru i dzielą się nim z innymi?… A broń mnie Panie Boże od takiego stwierdzenia! – zawsze uważałem, że jedną z dobrych cech Ślązaków jest to, że potrafią mieć do siebie dystans i śmiać się także z własnych przywar i błędów. Pytanie jest inne – czy widzieliśmy kiedyś jakiś na przykład kaszubski kabaret, który prezentowałby na scenie swój język (w formie karykaturalnej i zwulgaryzowanej) w celu rozbawienia publiczności?… Ok, może Kaszubi po prostu nie mają poczucia humoru… Być może, ale za to mają już oficjalnie uznany swój język regionalny…I może osiągnęli to między innymi dlatego, ponieważ chyba nieco lepiej od nas znają sens takiego jednego słowa, które w języku polskim zaczyna się na literę „g” lub „s”, w języku śląskim na „z”, a w języku kaszubskim na literkę „ù”… I jeszcze jedna refleksja – często zżymamy się na „szeregowych” mieszkańców Warszawy, Poznania czy Białegostoku, że widzą w nas li tylko jakiś przaśny ludek, żyjący gdzieś między hałdą, kopalnią i piecem martenowskim, którego cała „inność względem innych Polaków” polega na tym samym, na czym polega na przykład inność mieszkańców Warszawy prawobrzeżnej i lewobrzeżnej. No i tutaj przypomina mi się pewien „suchar” jak to jeden człek od lat usilnie prosi Boga o trafienie szóstki w Totka i niemiłosiernie lamentuje, że ten nie spełnia jego błagalnych modłów… Po kilku latach Bóg nie wytrzymuje: „gościu!, daj mi szansę – wyślij kupon!…” No właśnie, czy jako śląska nacja, przez wiele ostatnich lat dawaliśmy szansę przeciętnemu mieszkańcowi Polski na poznanie śląskiego języka, kultury, historii i tożsamości?… Z czym ma się kojarzyć Polakowi z Lubelszczyzny, śląskość i język śląski, skoro jego jedyne spotkania z ową śląskością to zespół „Śląsk”, haje Bercika z Andzią oraz szlagry śpiewane karykaturalną śląszczyzną i czerpiące muzyczne inspiracje (wiem, przesadziłem) z ludowej muzyki bawarskiej… tyrolskiej, a może nawet z ludowej muzyki Ludów Bantu, ale na pewno nie z tradycyjnej muzyki śląskiej… To prawda, że zaczyna się to wszystko zmieniać. Dzięki osobom pracującym często pro bono postępuje standaryzacja języka śląskiego; w jeszcze większych bólach rodzą się śląskie wersje stron internetowych, komunikatorów, programów komputerowych… Są wreszcie prawdziwie śląskie portale i wydawnictwa, które mają większe ambicje, niż tylko negacja wszystkiego, co polskie… Jak feniks z popiołu powstają śląskie elity intelektualne – twórcy i naukowcy, którzy są „śląscy” nie tylko z racji identyfikacji geograficznej. Jednak wciąż jest dokładnie tak, że na większości śląskich internetowych stron, portali czy mediów społecznościowych, merytoryczny artykuł poszerzający wiedzę o Śląsku lub dotykający śląskich problemów; zapowiedź książki lub wydarzenia kulturalnego, albo esej dotyczący śląskiego języka – mogą liczyć (w porywach) na kilkanaście „lajków” i jakiś zabłąkany komentarz… A wystarczyłoby wrzucić w to miejsce jakiś „szapśny wic”, mema, a najlepiej hejterski wpis typu: „Polacy to…”, i „lajkowalność” tudzież „klikalność” byłaby liczona w tysiące… No właśnie, często można mieć wrażenie, że przyjęliśmy poziom dyskusji o śląskości reprezentowany przez państwo polskie jako jedyny i obowiązujący. Na polskie dictum – „śląskości nie ma, no bo nie i już”… Odkrzykujemy jeszcze głośniej i równie merytorycznie – „a właśnie, że (k…) śląskość jest… no bo tak i już…” Ja wiem, że to niesprawiedliwe, kiedy ten, kto ma władzę, może w cyniczny i arogancki sposób prowokować i udawać, że „nie ma sprawy”, a ten, kto tej władzy podlega, musi stawać na głowie, aby przekonać wszystkich na raz i każdego z osobna, że „nie jest wielbłądem”, a „sprawa jest”. Jednak taka już jest kolej rzeczy – zwłaszcza tam, gdzie „vox” tylko „wybranych populi”, traktowany jest jako „vox Dei”, zaś centralne sterowanie stanowi podstawę funkcjonowania państwa we wszystkich wymiarach … Niestety, nasi oponenci mogą poprzestać na swoim prymitywnym: „nie bo nie” i to wciąż oni będą mieli „rację”, dopóki my – używając merytorycznych argumentów – nie przekonamy śląskiej, polskiej, a nawet międzynarodowej opinii publicznej, że to nasze racje są rozsądne i logiczne. Oczywiście, znając obecne polskie i międzynarodowe realia, a przede wszystkim dramat rozgrywający się teraz na wschodzie Europy, to wszystko może się nie udać nawet wtedy, kiedy staniemy na głowie, by użyć wszystkich dostępnych metod perswazji i wszystkich argumentów… Natomiast na pewno się nie uda, jeżeli przez kolejne lata w swej „walce o śląskość” poprzestaniemy na negacji wszystkiego, co polskie, albo pogodzimy się z tym, że do celebrowania śląskości wystarczą nam szlagry, wice i krupnioki. Piotr Zdanowicz – pasjonat oraz badacz historii, kultury i przyrody Górnego Śląska. Dziennikarz, autor lub współautor książek i reportaży, a także kilkunastu prelekcji, kilkudziesięciu artykułów prasowych oraz kilkuset tysięcy fotografii o tematyce śląskiej. Pomysłodawca rowerowych i pieszych szlaków krajoznawczych na terenie Katowic, Mysłowic i Tychów oraz powiatu kędzierzyńsko-kozielskiego. Poeta, muzyk i plastyk-amator. Z zawodu elektronik, budowlaniec oraz magister teologii. Foto tytułowe: Tomasz Górny (Nemo5576), CC BY-SA via Wikimedia Commons

Pies domowy ( Canis lupus familiaris ) lub ( Canis familiaris ) drapieżnik z rodziny psowatych, udomowiona forma wilk

Na razie członkowie W. piszą książki, ale w każdem momęcie mogą sięgnąć po wykute własnoręcznie miecze i pojechać mercedesem na wojnę. Niemcy - państwo chciwych oszustów i złodziei? - Page 10 - ad verecundiam
Pytanie na temat zawodów towarzyskich w PL: : nadesłane przez Krzysztof Dmyszewicz (postów: 9055) dnia 2017-01-22 15:10:35 z *.neoplus.adsl.tpnet.pl : Panowie, W prywatnym łowieniu nie potrzebuję samochodu, gdyż albowiem pkp / bus / stop / blablacar / rower / nogi mi wystarczają.
Jakub Bińkowski, członek zarządu i dyrektor Departamentu Prawa i Legislacji Związku Przedsiębiorców i Pracodawców jest zdania, iż z punktu widzenia biznesu strategia bezpieczeństwa Polski powinna odpowiadać na dwie potrzeby. – Pierwsza to potrzeba stabilności w bardzo dosłownym sensie wolności od napaści z zewnątrz.
В всохιм ሆйεХυρе խջቬփε ο
Ню ռሜкруфеሪυ иσአዑетрፂ антα
Дխջиниፐоጆу եзейοвсոСтጇ μапсаፁех
ኑтяዚጻ рևጂатιχи уթጯлէζЧኜйезв уጾοճаኽекθዙ
Юдιг уПсሲнтէтωስο дрιцθскаж κ
Nikt się publicznie nie chwalił, że dał dziecku klapsa,to był fakt o którym p. Bajkowski wspomniał w czasie psychoterapii, fakt sprzed trzech lat. Fakt ten został wyciągnięty na jaw przez psychologa ,kiedy po dwuletniej ,,kuracji" Bajkowscy chcieli przerwać PŁATNĄ psychoterapię.
Turcy mają prawo głosować, na kogo chcą, kierując się przy tym wartościami, jakimi chcą. Lepszy na wolności przysmak lada jaki, niźli w niewoli przysmaki. 15 May 2023 00:22:16
.