Wilczy Szaniec – tajna kwatera Hitlera w Polsce. Tajemnice Wilczego Szańca warto poznać – to unikatowa tajna kwatera Hitlera w Polsce. W latach 1941-44 w Wilczym Szańcu (Wolfsschanze) znajdowała się kwatera Hitlera. W lesie gierłoskim na podmokłym terenie na wschód od Gierłoża (niedaleko Kętrzyna) zbudowano kilkadziesiąt
Wysadzenie Wilczego Szańca było przedsięwzięciem, któremu niemieccy saperzy z braku czasu i odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych nie sprostali - mówi PAP historyk Daniel Chraniuk z gdańskiego Muzeum II Wojny Światowej. Obiekty wysadzono w nocy z 24 na 25 stycznia 1945 r. PAP: Dlaczego kwatera główna Hitlera zbudowana została w Gierłoży? Daniel Chraniuk: Centralnym niemieckim ośrodkiem dowodzenia w czasie II wojny światowej była Kwatera Główna fuehrera Adolfa Hitlera. Do 1941 r. nie miała ona swojej stałej siedziby. Sytuacja uległa zmianie, kiedy III Rzesza rozpoczęła przygotowania do wojny ze Związkiem Radzieckim. Wówczas jesienią 1940 r. zapadła decyzja o budowie stałej siedziby, która pomieści także Naczelne Dowództwo Sił Zbrojnych III Rzeszy (Oberkommando der Wehrmacht – OKW). Pomysł na lokalizację kwatery w lasach koło Gierłoży przedstawił Hitlerowi inż. Fritz Todt. Kierował on wówczas stworzoną przez siebie paramilitarną „Organization Todt”, która była odpowiedzialna za budowę wielu obiektów wojskowych. Todt znał dobrze okolice Gierłoży i był stałym bywalcem istniejącego tam domu wypoczynkowego – Kurhausu. Za wybraną przez niego lokalizacją przemawiała bliskość przyszłego frontu i względne bezpieczeństwo. Obszar wokół Kętrzyna zaliczał się do Giżyckiego Rejonu Umocnień. Rozległe jeziora i bagna stanowiły naturalną barierę ochronną. Teren był gęsto zalesiony, co dawało możliwość dobrego maskowania przeciwlotniczego, i słabo zaludniony, dzięki czemu liczono na możliwie długie utrzymanie lokalizacji kwatery w tajemnicy. Pierwsze prace budowlane rozpoczęto późną jesienią 1940 r. pod pozorem budowy zakładów chemicznych „Askania”. Przy budowie jednocześnie pracowało około 2-3 tys. robotników, pierwszy etap prac zakończono dopiero późnym latem 1941 r. Następnie na przełomie 1941-42 r. i w 1944 r. kwatera była rozbudowywana. Początkowo, dla bezpieczeństwa, przy budowie zatrudniano wyłącznie Niemców. Później, przy rozbudowach, do Gierłoży przywieziono także robotników przymusowych z Polski, Francji i Związku Radzieckiego. Daniel Chraniuk: Nazwę „Wilczy Szaniec” (Wolfsschanze) nadał kwaterze sam Adolf Hitler, który przybył tam 24 czerwca 1941 r., dwa dni po niemieckim ataku na Związek Radziecki. Obecny kształt "Wilczy Szaniec" osiągnął dopiero po rozbudowie w 1944 r. Otoczony zasiekami z drutu kolczastego i polami minowymi kompleks zajmował powierzchnię około 250 ha. Wewnątrz podzielony był na trzy strefy bezpieczeństwa, które czasowo zamieszkiwało ponad 2000 osób. Nazwę „Wilczy Szaniec” (Wolfsschanze) nadał kwaterze sam Adolf Hitler, który przybył tam 24 czerwca 1941 r., dwa dni po niemieckim ataku na Związek Radziecki. PAP: Jaka była infrastruktura kwatery? Jak liczna była jej załoga? Daniel Chraniuk: Obecny kształt "Wilczy Szaniec" osiągnął dopiero po rozbudowie w 1944 r. Pierwotnie kwatera wyglądała o wiele skromniej i składała się jedynie z drewnianych i murowanych (ceglanych) baraków. Z czasem niektóre baraki były „oblewane” betonowymi płaszczami, a najcięższe obiekty konstruowano od podstaw. Efektem wszystkich prac budowlanych było powstanie świetnie zamaskowanego leśnego kompleksu ośmiu ciężkich schronów przeciwlotniczych, kilkunastu lżejszych oraz kilkudziesięciu ceglanych i drewnianych baraków. Najcięższe schrony typu „A” powstały dla Adolfa Hitlera, Martina Bormanna i Hermanna Goeringa. Schron Hitlera miał 36 m długości, 32 m szerokości i 10 m wysokości, grubość jego stropu wynosiła 8 m. Ważył on ponad 50 000 ton. Goering w swoim schronie nigdy nie zamieszkał. Ten sybaryta bardzo nie lubił cichego i surowego klimatu "Wilczego Szańca". Największym problemem kwatery była wilgoć i związany z nią rozwój grzybów i pleśni. Latem w okolicznych jeziorach i bagnach mnożyły się miliony komarów i meszek, które mocno dawały się we znaki załodze kwatery. Istotnym walorem lokalizacji "Wilczego Szańca" była jego infrastruktura komunikacyjna. Kwatera znajduje się tuż przy drodze Kętrzyn – Węgorzewo. Obok niej biegła linia kolejowa, która w latach budowy i użytkowania kwatery była bardzo intensywnie eksploatowana. Zaledwie 7 kilometrów na południowy zachód do "Wilczego Szańca" we wsi Wilamowo znajdowało się lotnisko do obsługi pasażerskiej i łącznikowej. W kwaterze powstała duża centrala łącznościowa obsługująca stałe połączenia telefoniczne, dalekopisowe, radiowe i radiotelegraficzne. Dzięki nim utrzymywano stałą komunikację z całą okupowaną przez Niemców Europą. Otoczony zasiekami z drutu kolczastego i polami minowymi kompleks zajmował powierzchnię około 250 ha. Wewnątrz podzielony był na trzy strefy bezpieczeństwa, które czasowo zamieszkiwało ponad 2000 osób. PAP: Jakie strategiczne decyzje co do przebiegu wojny zapadały w Gierłoży? Daniel Chraniuk: Od 24 czerwca 1941 r. "Wilczy Szaniec" stał się główną kwaterą Hitlera i Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych III Rzeszy. Kwatera była głównym ośrodkiem decyzyjnym. Hitler przyjmował w niej najwyższych dygnitarzy reżimu nazistowskiego oraz przywódców państw sojuszniczych i satelickich III Rzeszy. Ponadto na stałe kwaterowali tam generałowie i oficerowie Wehrmachtu oraz funkcjonariusze SS. To przed nimi przywódca III Rzeszy wytyczał strategiczne cele oraz wygłaszał monologi na temat planów zdobycia „przestrzeni życiowej” na Wschodzie. 6 sierpnia 1942 r. w "Wilczym Szańcu" Hitler powiedział: „Pochłoniemy albo usuniemy śmieszne sto milionów Słowian”. W niewoli niemieckiej zostało zabitych lub zmarło z wycieńczenia, chorób i głodu ok. 3,3 mln jeńców radzieckich. Niemcy masowo mordowali Żydów oraz słowiańską ludność cywilną. Daniel Chraniuk: Od 24 czerwca 1941 r. "Wilczy Szaniec" stał się główną kwaterą Hitlera i Naczelnego Dowództwa Sił Zbrojnych III Rzeszy. Kwatera była głównym ośrodkiem decyzyjnym. Hitler przyjmował w niej najwyższych dygnitarzy reżimu nazistowskiego oraz przywódców państw sojuszniczych i satelickich III Rzeszy. Ponadto na stałe kwaterowali tam generałowie i oficerowie Wehrmachtu oraz funkcjonariusze SS. W "Wilczym Szańcu" Hitler snuł plany całkowitego zniszczenia Moskwy; tu zapadła decyzja o blokadzie Leningradu i zagłodzeniu jego mieszkańców. 1 sierpnia 1944 r. na wieść o wybuchu powstania w Warszawie Hitler wydał rozkaz całkowitego zniszczenia miasta i eksterminacji wszystkich mieszkańców. Do walki Niemcy skierowali specjalne jednostki SS, złożone z kryminalistów. W pierwszych dniach sierpnia wymordowały one ok. 50 000 mężczyzn, kobiet i dzieci. Po kapitulacji powstania Niemcy obrócili Warszawę w morze ruin. Mówiąc o tym miejscu trzeba zawsze pamiętać, że jest ono naznaczone cierpieniem i krwią setek tysięcy ludzi. PAP: Turystom "Wilczy Szaniec" kojarzy się przede wszystkim z nieudanym zamachem na Hitlera. Jak historycy oceniają to zdarzenie w szerokim kontekście historycznym? Daniel Chraniuk: Zamach dokonany przez płk. Clausa von Stauffenberga 20 lipca 1944 r. był bardzo realną próbą pozbawienia Hitlera życia. Historycy jego przebieg rozłożyli niemal na części pierwsze. Trzeba przyznać płk. Stauffenbergowi, że - jak na tamte okoliczności - wykazał się dużą odwagą i determinacją, a tylko splot okoliczności uratował Hitlerowi życie. Nie można jednak zapomnieć, że płk. Stauffenberg długo był lojalnym niemieckim oficerem popierającym politykę Hitlera. Brał on udział w kampaniach w Polsce, Francji i Afryce Północnej. W liście do żony z 4 września 1939 r. pisał o Polsce: „Miejscowa ludność to niewiarygodny motłoch, bardzo dużo Żydów i mieszańców. Wokół czuje się nadzwyczajną nędzę. To jest naród, który aby dobrze się czuć, najwyraźniej potrzebuje batoga. Tysiące jeńców przyczynią się na pewno do rozwoju naszego rolnictwa”. Podczas walk w Afryce Północnej został ciężko ranny, tracąc lewe oko, prawą dłoń i dwa palce u lewej dłoni. Po rekonwalescencji Stauffenberg nie wrócił na front, ale został mianowany szefem sztabu Armii Zapasowej. Międzynarodowa sytuacja III Rzeszy bardzo się wówczas pogorszyła. W 1943 r. Niemcy doznali klęsk w Afryce Północnej i pod Kurskiem. Alianci właściwie pokonali sojusznicze Włochy, których Niemcy musieli bronić własnymi siłami. Na sile przybierały alianckie naloty na niemieckie miasta i ośrodki przemysłowe. 6 czerwca 1944 r. alianci wylądowali w Normandii i utworzyli drugi front, a 22 czerwca ruszyła wielka ofensywa Armii Czerwonej na Białorusi. Wszystko to sprawiło, że wokół płk. Stauffenberga zawiązała się grupa oficerów niezadowolonych z przebiegu wojny i klęsk. Planowali oni zabić Hitlera, a następnie dokonać przewrotu wojskowego, rozbrajając w Berlinie i innych dużych miastach siły wierne reżimowi. Planowi temu nadano kryptonim „Walkiria”. Spiskowcy zamierzali zawrzeć pokój z Wielką Brytanią i Stanami Zjednoczonymi, kontynuować zaś wojnę z ZSRR w celu utrzymania wcześniejszych zdobyczy terytorialnych na Wschodzie. Daniel Chraniuk: Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej, na rozkaz feldmarszałka Wilhelma Keitla, w nocy z 24 na 25 stycznia 1945 r. zabudowania "Wilczego Szańca" wysadzono w powietrze. Było to duże przedsięwzięcie, któremu niemieccy saperzy z braku czasu i odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych nie sprostali. Efekty ich działań możemy oglądać współcześnie. Zamach z 20 lipca 1944 r. był bardziej efektem spisku wojskowych niż działania zorganizowanego ruchu oporu. Patrząc na ówczesną sytuację Niemiec, trudno uwierzyć, że śmierć Hitlera mogłaby coś zmienić. W lipcu 1944 r. było już stanowczo za późno, aby alianci, zwłaszcza Związek Radziecki, zrezygnowali z parcia naprzód. Paradoksalnie zamach przysłużył się samemu reżimowi. Propaganda niemiecka odmawiała zamachowcom ludzkich cech, a przez armię przetoczyła się fala podejrzeń i aresztowań eliminujących wszelki przejawy nielojalności. Na czoło jeszcze bardziej wybito posłuszeństwo, fanatyzm i bezwarunkową wiarę w fuehrera. PAP: Jakie były okoliczności wysadzenia "Wilczego Szańca" w 1945 r.? Daniel Chraniuk: Jesienią 1944 r. Armia Czerwona zbliżyła się do granic Prus Wschodnich. Hitler opuścił kwaterę w "Wilczym Szańcu" 20 listopada 1944 r. Ludności cywilnej na ewakuację z Prus Wschodnich zezwolono dopiero w styczniu 1945 r. Miejscowa ludność rzuciła się do ucieczki w obawie przed nadciągającą Armią Czerwoną. W warunkach bardzo ostrej zimy uciekinierzy na własną rękę podążali na zachód bądź próbowali dostać się na statki w portach bałtyckich. Część transportów z uchodźcami została zatopiona przez radzieckie okręty podwodne. Opustoszała kwatera, pomimo zaangażowanych tak wielkich środków materiałowych nie miała znaczenia militarnego. Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej, na rozkaz feldmarszałka Wilhelma Keitla, w nocy z 24 na 25 stycznia 1945 r. zabudowania "Wilczego Szańca" wysadzono w powietrze. Pisemny rozkaz feldmarszałka zachował się do dziś. Było to duże przedsięwzięcie, któremu niemieccy saperzy z braku czasu i odpowiedniej ilości materiałów wybuchowych nie sprostali. Efekty ich działań możemy oglądać współcześnie. Aby wysadzić w powietrze, a właściwie rozerwać od środka betonowy płaszcz ciężkiego schronu typu „A” potrzebne było nawet kilka ton materiałów wybuchowych. Najbardziej zniszczony został schron Hitlera. Pozostałe z mniejszymi lub większymi uszkodzeniami stoją do dzisiaj. Rozmawiała Agnieszka Libudzka (PAP) ali/ ls/ mjs/ gma/
Zagrajmy w Wilczy Szaniec w moim wykonaniu.Co tu dużo mówić. Ta gra to kompletna kaszanka. Niemniej można się miejscami pośmiać z żenującego poziomu tej pols
Relacja Alfonsa Schulza, byłego telefonisty w Kwaterze Wybrane fragmenty z „Drei Jahre in der Nachrichtenzentrale des Führerhauptquartiers” („Trzy lata w centrali telefonicznej głównej kwatery Hitlera”); tłum. wyd. Dzień powszedni „Dzień powszedni upływał w kwaterze głównej według jednostajnych i niezmiennych reguł. Monotonii dnia powszedniego mieszkańcy Wilczego Szańca próbowali zapobiec w różnoraki sposób. Wiele osób, w szczególności wyżsi oficerowie, wiązali dużą nadzieję z nadchodzącą wiosną. Większość z nich udawała się na spacery do położonych wokół Rastenburga malowniczych lasów lub na przejażdżki końmi, wypożyczonymi od sąsiadujących z kwaterą właścicieli ziemskich (bauerów). Niektórzy oficerowie preferowali kąpiel w jeziorach Siercze i Tuchel. Inni natomiast woleli przejażdżki łodziami, żeglowanie lub wędkowanie. Od czerwca wielu mieszkańców kwatery udawało się na jezioro Moj, gdzie spędzali miłe chwile w towarzystwie urodziwych miejscowych dam. – Nigdy nie mogłem zrozumieć, jak te panie potrafiły dostać się na to jezioro. Nigdy też, podobnie jak wielu z nas, tego nie dociekałem: któż z nas pragnąłby zrezygnować z przyjemnego towarzystwa! Położony w pobliżu Rastenburg zapewniał pewne urozmaicenie w naszym monotonnym życiu. Moi koledzy zawarli tu z płcią piękną trwałe znajomości, niektórzy zaledwie sezonowe, powstałe zapewne z okazji wspólnego pieczenia ziemniaków. Mieszkanie Hitlera […] W ostatnich dniach października 1942 roku – Hitler przebywał wówczas w Winnicy na Ukrainie – nadarzyła się wyjątkowa okazja zobaczenia pokoju sypialnego naszego szefa (tak nazywaliśmy wówczas Hitlera). Było to tuż po nocnej zmianie, kiedy to przechodząc obok schronu Hitlera, zauważyłem, że przy bunkrze pełni służbę jeden z żołnierzy, którego od dłuższego czasu dosyć dobrze znałem. Po krótkiej rozmowie namówiłem go – teraz nie pamiętam w jaki sposób – aby pokazał mi szybciutko sypialnię naszego szefa. Oczywiste, że obaj ryzykowaliśmy głowami. Hitlera pokój był urządzony po spartańsku: znajdowały się w nim jedno polowe łóżko, regał z dwiema książkami, szafa, kącik z toaletą, stół i dwa krzesła. Zainteresowało mnie, jakie książki czytał mój szef. Były to dwa dzieła: oba traktujące o chorobach żołądka…. Szybko podziękowałem memu koledze i opuściłem schron. Styl życia Bormanna […] W odróżnieniu od Hitlera, Martin Bormann oraz niektórzy oficerowie prowadzili bardzo rozrzutny i luksusowy tryb życia. Dla „wtajemniczonych” było wiadomo, że Bormann zwracał szczególną uwagę na luksusowe wyposażenie swego schronu oraz to, że nie gardził wymyślnymi potrawami, napojami oraz … uroczymi paniami. […] Bormann sprowadzał szczególnie atrakcyjne panie i zatrudniał je jako swoje sekretarki, które po krótszym lub dłuższym okresie wymieniał. Nie potrafię jednoznacznie potwierdzić ówczesnych pogłosek, że były one zwalniane z powodu ciąży. Żona Bormanna rzekomo wiedziała o przygodach męża, aprobowała jednak jego postępowanie twierdząc, że jej mąż tego potrzebuje. […] Swoich podwładnych traktował Martin Bormann wyjątkowo brutalnie. Nawet wyższych urzędników potrafił tupiąc nogami pogonić do pośpiechu. Był znienawidzony przez najbliższe otoczenie, nawet przez swego brata Alberta, adiutanta Hitlera. Boże Narodzenie i Nowy Rok 1944 W tym roku (Boże Narodzenie 1943, wyd.) odbyła się w kasynie I wspólna dla wszystkich żołnierzy służby łączności uroczystość bożonarodzeniowa. Wcześniej coś takiego było nie do pomyślenia. Ponieważ moja służba zaczynała się dopiero następnego dnia po południu, poprosiłem podczas uroczystości mojego przełożonego, aby pozwolił mi udać się na odświętne nabożeństwo do kętrzyńskiego kościoła, które miało rozpocząć się o godz. Mój przełożony w stopniu majora zareagował spontanicznie: „ Mamy tu pewnego wyznawcę Chrystusa, który chce udać się na nabożeństwo, czy mamy jeszcze kilka idiotów tego rodzaju?” Pamiętam, że zameldowało się jeszcze pięciu moich kolegów. „No dobrze”, zareagował mój szef, „dzisiaj jestem wspaniałomyślny, możecie schrzaniać! Nie mniej głupota musi być ukarana, proszę więc przejąć służbę jutro rano o godzinie Rzuciłem krótko: „Tak jest panie majorze” i udałem się pieszo z moimi przyjaciółmi do Rastenburga. Krótko przed wartownią I spotkaliśmy terenowy wóz, w którym, ku naszemu zdumieniu, znajdował się generał Walter Warlimont. Samochód generała zatrzymał się bezpośrednio przed nami. Służbowo zameldowałem generałowi, że udaję się do Rastenburga na uroczyste nabożeństwo bożonarodzeniowe. „Co?”, odezwał się major, „że coś takiego jest możliwe w roku 1943 i do tego jeszcze ma to miejsce w kwaterze głównej!?” Odpowiedziałem krótko: „Tak jest Panie Generale!” Na to generał: „Wie Pan co, ja muszę niestety szybko na naradę, w innym wypadku udałbym się razem z wami. To dobrze by mi zrobiło” i zwracając się do swego kierowcy: „ Niech Pan zawiezie tych panów na nabożeństwo i przywiezie z powrotem, a ja udam się na naradę pieszo, stąd przecież niedaleko.” Z okazji zbliżających świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku 1944 złożyliśmy sobie życzenia i ruszyliśmy do miasta. […] O tym, jak z upływem lat zmieniał się nastrój w Wilczym Szańcu, dobitnie świadczy wydarzenie, jakie miało miejsce w naszym baraku w noc sylwestrową z roku 1943 na 1944. – Uroczystość odbywała się w centrali telefonicznej. Przybyli oficerowie i szeregowcy służby łączności. Nad ranem, gdy wszyscy byli w sztok pijani, jeden z uczestników imprezy zaczął śpiewać Międzynarodówkę. Wkrótce wszyscy podchwycili „Powstańcie, których dręczy głód…” – Nagle z trzaskiem otworzyły się drzwi i jakiś żołnierz z batalionu komendanta kwatery ryknął: „Czyście zwariowali, czy zdajecie sobie sprawę, co się z wami stanie, jeżeli ktoś to usłyszy? W tym momencie nastąpiła martwa cisza. Zdawaliśmy sprawę z tego, że gdyby się to wydało, oczekiwał nas w najlepszym wypadku batalion karny. – Nic takiego nie miało miejsca. Dzięki Bogu, rotmistrz Möllendoff, bardzo mocno ryzykując, przymknął na to oko. Jeszcze rok wcześniej coś takiego byłoby nie do pomyślenia: nie ulega wątpliwości, że w stosunku do winnych tak „karygodnego ekscesu” wyciągnięto by daleko idące konsekwencje. Tajemnicze informacje o zbrodniach […] Pewnego dnia – musiało to zdarzyć się w połowie maja 1942 r. – przyszedł do nas nasz kolega, Walter Meiendresch, po nocnej służbie zupełnie blady. Wyglądał na bardzo zmęczonego; przez kilka następnych dni był zupełnie niezdolny do pracy. – Okazało się, że minionej nocy, pełniąc służbę, Walter podsłuchał rozmowę telefoniczną, która odbywała się między Himmlerem a Bormannem. Reichsleiter Himmler informował Bormanna, że posiada optymistyczną informację dla Hitlera o Auschwitz (Oświęcimiu), z której wynikało, że tam zlikwidowano („ewakuowano”) Żydów. Bormann, jak wynikało z relacji Waltera M., wściekł się i zbeształ Himmlera za to, że ów tego rodzaju informacje przekazał mu drogą telefoniczną. Bormann wypraszał dobitnie stosowanie tego rodzaju praktyk w przyszłości, pouczając przy tym Himmlera, że powinien tego typu meldunki przekazywać wyłącznie drogą pisemną przez kurierów, oficerów SS. Podsłuchana przez Waltera M. rozmowa była powodem jego zupełnego załamania. […] Po raz pierwszy uświadomiliśmy sobie, że istniały obozy zagłady. Naszą wiedzę na ten temat ograniczyliśmy do najbliższego kręgu osób. To, że w obozach koncentracyjnych zdarzyło się tak wiele przerażających spraw, przypuszczało wielu. O pełnym wymiarze popełnionych zbrodni dowiedzieliśmy się dopiero po wojnie, dzięki temu, że nazistowskim oprawcom zabrakło czasu na zatarcie śladów zbrodni.” Relacja Karla Otto Wendela, żołnierza służby łączności Wspomnienia żołnierza służby łączności. „W październiku 1940 r. zostałem powołany do służby wojskowej w artylerii. Od początku lutego do końca marca 1941 byłem przeszkolony na specjalistę służby łączności i odkomenderowany do Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (Oberkommando der Wehrmacht) w Berlinie. Po dalszym przeszkoleniu zostałem 13 sierpnia 1941 r. skierowany do oddziału łączności przy głównej kwaterze Hitlera, w której pełniłem służbę do końca wojny. Zakwaterowano mnie w jednym z drewnianych baraków, który był położony w II strefie. Do skromnego wyposażenia baraku należały piętrowe drewniane łóżka, szafy, stoły, taborety oraz radio. Do pracy udawaliśmy się do strefy I. Każdy z nas posiadał specjalną przepustkę, którą często wymieniano. Nasze książeczki wojskowe posiadały adnotacje generała Schmundta. Znajdowała się tam uwaga o konieczności wymiany książeczki na wypadek opuszczenia granic Trzeciej Rzeszy. Uzasadnienie: jako pracownicy służby łączności w głównej kwaterze Hitlera znaliśmy bardzo dużo tajemnic i w wypadku dostania się do niewoli mogliśmy być narażeni na uciążliwe i trudne do zniesienia przesłuchania. Bunkier łączności był budowlą bez okien i składał się z trzech działów: Z jednej strony obiektu znajdowały się służby radiotelegraficzne, z drugiej dalekopisy, w środku zaś centrala telefoniczna. Ta ostatnia dzieliła się na trzy boksy: Każdy z nich posiadał po 150 gniazdek połączeniowo-rozłączeniowych. Środkowy boks, w którym pełniłem służbę służył do najważniejszych połączeń. Tu obowiązywała zasada hierarchii: połączenia z Führerem, rozmowy błyskawiczne naczelnego dowództwa, marszałka Rzeszy, Göringa, ministra spraw zagranicznych, Keitla oraz innych central dowodzenia. Rozmowy Hitlera były podporządkowane wszystkim pozostałym. Odbywały się one przez dwa „inwertery”- specjalne urządzenia kodujące. Jeden z nich znajdował się na wyjściu z centrali, drugi natomiast w centrali docelowej. Zadaniem pierwszego było zniekształcanie, swego rodzaju kodowanie treści rozmowy, drugiego zaś – przywracanie jej pierwotnego kształtu. Tego typu rozwiązanie uniemożliwiało skuteczne podsłuchiwanie rozmów na linii. Kody były codziennie zmieniane. Były one dostarczane do naszej centrali z Głównego Urzędu Poczty Trzeciej Rzeszy przez specjalnych kurierów i traktowane jako ściśle tajne. Przypominam, że często łączyłem kwaterę główną z feldmarszałkiem von Kluge, naczelnym dowództwem Wehrmachtu, naczelnym dowództwem wojsk lądowych, urzędem specjalnym (Sonderamt) w Berlinie oraz sztabami armii na wszystkich frontach. Hitler zdawał doskonale sprawę z tego, jak ważną rolę ma do spełnienia służba łączności. Podczas jednej z wizyt Mussoliniego – miałem wtedy służbę – przechodząc przez schron łączności Führer powiedział: „To jest najważniejszy bunkier, tu mieści się mózg całej kwatery” Niekiedy, choć było to niedozwolone i technicznie niezwykle utrudnione, miałem możliwość podsłuchiwania prywatnych rozmów Hitlera z Ewą Braun, feldmarszałka Keitla, generałów Jodla, Warlimonta, adiutantów Hitlera i inne. Do pomieszczeń wewnętrznych bunkra łączności wchodziło się przez troje oddalonych od siebie o kilka metrów metalowych drzwi. Pomieszczenia między drzwiami pełniły funkcję komór powietrznych. Mimo, że wietrzenie schronu odbywało się przy pomocy wentylatorów, w pomieszczeniach odczuwało się nieprzyjemny zaduch. Ci, którzy tu przez dłuższy czas pracowali, cierpieli na schorzenia układu krążenia. Dolegliwości te pogłębiało dodatkowo palenie papierosów i nadmierne picie czarnej kawy. Kawę, jak również wyśmienite jedzenie, dobre wina i koniaki otrzymywaliśmy od personelu kasyna i niektórych ważnych osobistości Wilczego Szańca, którzy w ten sposób odwdzięczali się nam za prywatne, w zasadzie zabronione, połączenia telefoniczne z ich znajomymi lub rodzinami.” Relacja Heinza Kettnera z sierpnia 1996 r. Wspomnienia żołnierza. „W połowie kwietnia 1944 roku, jako osiemnastoletni żołnierz po ukończeniu szkoły artylerii przeciwlotniczej otrzymałem rozkaz zameldować się w kancelarii Rzeszy w Berlinie, aby otrzymać bilet do głównej kwatery Hitlera. O ile sobie przypominam, byłem najmłodszym żołnierzem w 12 oddziale artylerii przeciwlotniczej. Zakwaterowano mnie w drewnianym baraku, bezpośrednio obok stanowiska artyleryjskiego w II strefie bezpieczeństwa. Służył on jako mieszkanie dla 20 żołnierzy i znajdował się w pobliżu schronu Hermanna Göringa i lądowiska pomocniczego dla samolotów typu „Fieseler-Storch” („Bocian”). Moja służba polegała na pełnieniu dwugodzinnej warty (trójkami) z czterogodzinną przerwą przez całą dobę przy jednym ze stanowisk artyleryjskich. Po dziesięciu dniach przysługiwał jeden dzień wolny. Wtedy udawałem do Kętrzyna, gdzie moją ulubioną rozrywką było kino. Aby przekroczyć II strefę bezpieczeństwa trzeba było okazać specjalną przepustkę. Był to szaroniebieski dokument wielkości książeczki wojskowej. Na jednej stronie znajdowały się dane personalne. Nazwisko, stopień służbowy i jednostka musiały się zgadzać z danymi w książeczce wojskowej. Na odwrotnej stronie przepustka była zaopatrzona w specjalny stempel. Pierwszego dnia każdego miesiąca przepustkę wymieniano. Hitlera widziałem tylko dwa razy z dalszej odległości, ponieważ jako zwykłemu żołnierzowi nie wolno mi było nigdy przejść z II do I strefy bezpieczeństwa. Żołnierze przybocznego batalionu Hitlera nosili na rękawach opaski z napisem FÜHRERHAUPTQUARTIER (Główna Kwatera Hitlera). Pod koniec marca 1944 roku – w celu zachowania w tajemnicy miejsc stacjonowania jednostek specjalnych (względy bezpieczeństwa) – z opasek zrezygnowano. Na początku lipca 1944 r. przeniesiono mnie na front wschodni, abym mógł tu zdobyć doświadczenie frontowe, którego nie miałem mieć z racji swego wieku. Zostałem przydzielony do grupy majora von Werthern. 20 lipca 1944 r. około godz. w pobliżu Wilna dowiedziałem się o zamachu na Hitlera. Poinformowano nas, że musimy wracać do Wilczego Szańca. Około 1600 nadszedł jednak rozkaz, że pozostajemy na froncie: Hitler przeżył, sytuacja w Wilczym Szańcu miała się rzekomo unormować. Żadnych szczegółowych informacji na temat zamachu nie otrzymaliśmy. Z powodu odniesionych na froncie ran zostałem we wrześniu 1944 roku z powrotem odesłany do Wilczego Szańca. Tu trochę się zmieniło – odpowiedzialność za wewnętrzne i zewnętrzne bezpieczeństwo w kwaterze przejął pułkownik Ernst Otto Remer. Podpułkownik Streve, wcześniejszy komendant GKH, nie miał już nic do powiedzenia. Przy wartowniach prowadzących do Wilczego Szańca stali teraz na straży obok żołnierzy z „Großdeutschland” (Wielkie Niemcy) również żołnierze SS. Ja odbywałem służbę wartowniczą w II strefie bezpieczeństwa i nigdy więcej nie widziałem Hitlera. Pod koniec listopada 1944 r., gdy front wschodni szybko zbliżał się do Wilczego Szańca i słychać było kanonadę armat, przystąpiono do opuszczenia kwatery. Z bunkrów zostały zdjęte działa, załadowane na wagony kolejowe i przetransportowane do obrony przeciwlotniczej w pobliżu Olsztyna. -Spaliśmy przy działach. Jeśli w ogóle można było myśleć o śnie, to tylko w pozycji siedzącej. Gdy mieliśmy trochę szczęścia, mogliśmy się umyć w wiadrze wody. Brakowało żywności, zazwyczaj jadaliśmy chleb oraz ziemniaki z łupinami. Batalion przyboczny Führera został powiększony do wielkości dywizji i 16 grudnia 1944 r. przerzucony na front zachodni (ofensywa ardeńska). Dowództwo należało teraz do generała brygady Otto Remera, wcześniejszego komendanta kwatery Hitlera. Już jako dywizja walczyliśmy jeszcze na wielu odcinkach frontu. 22 kwietnia 1945 r. niedaleko Berlina dostałem się do rosyjskiej niewoli – miałem wtedy 19 lat – i jako jeniec musiałem przez pięć lat pracować w rosyjskiej niewoli w Saratowie.” Relacja Wilhelma Gerke z 16 lutego 1994r. Po pięćdziesięciu latach ponownie w Wilczym Szańcu. „O moim pobycie w Wilczym Szańcu zapamiętałem dużo, choć po 50 latach wiele szczegółów umknęło mojej pamięci. Od połowy lutego 1944 roku służyłem w FBB, czyli Führer Begleit-Bataillon (przybocznym batalionie Führera). Tu chciałbym wyjaśnić, że FBB był jednostką niemieckiego Wehrmachtu, a nie SS. Najpierw odbyłem przeszkolenie na poligonie w Orzyszu, a od 1 kwietnia do końca czerwca 1944 roku przebywałem w Wilczym Szańcu. Pełniłem służbę wartowniczą na posterunku zachodnim, południowym, wschodnim a także częściowo w strefie bezpieczeństwa „0” (specjalna strefa bezpieczeństwa, w której mieszkał Hitler, autor). Całość składała się z trzech stref bezpieczeństwa. Strefy bezpieczeństwa II, I oraz 0 oddzielone były od siebie 2,5- metrowym płotem z siatki drucianej. Każda ze stref była mocno strzeżona przez patrole i posterunki wartownicze. Batalion przyboczny Führera składał się z 7 kompanii: trzech kompanii grenadierów, 1 kompanii dział lekkich, 1 kompanii pancernej, 1 kompanii przeciwpancernej oraz 1 kompanii szybkiego reagowania. Ta ostatnia wyposażona była w amfibie. Moja, siódma kompania, odpowiedzialna była za bezpieczeństwo wewnątrz kwatery, gdy Hitler przebywał w Wilczym Szańcu. W razie zagrożenia mieliśmy za zadanie natychmiast znaleźć się na terenie zerowej strefy bezpieczeństwa i w bronić schronu Hitlera. Wiosną i latem 1944 roku (Hitler przebywał od 20 marca do 14 lipca 1944 r. Obersalzbergu, Alpy, autor) nasza kompania była odpowiedzialna za ochronę obszaru kwatery objętego rozbudową. Oznaczało to służbę w ciągu 48 lub nawet 72 godzin. Wyglądało to następująco: 3 godziny warty i 3 godziny przerwy i tak na zmianę, potem 24 godziny wolne. Żołnierze, pełniący wartę, posiadali na uzbrojeniu karabin maszynowy z 6 magazynkami oraz dwa granaty ręczne. O następowała zmiana warty, następnie konserwacja broni, kolacja, wyjście. Mieszkaliśmy w 50-osobowym baraku, który znajdował się tuż przy pierwszej strefie bezpieczeństwa, w pobliżu schronu Hitlera. Rano o odbywał się apel a po nim zajęcia i ćwiczenia. Capstrzyków nie było. W czasie wolnym mogliśmy jeździć drezyną do Kętrzyna. Rano przywożono do Wilczego Szańca czteroma lub pięcioma autobusami robotników z „Organizacji Todta” (OT). Najczęściej pochodzili oni z Prus Wschodnich, więźniów i robotników przymusowych nie zatrudniano. Pełniąc wartę na posterunku zachodnim odprawialiśmy ok. 200 robotników OT; oprócz tego część osób przyjeżdżała pociągiem. Towarowy ruch kolejowy przez kwaterę – od stacji w Parczu do stacji w Czernikach – był konwojowany. Nie pamiętam, aby przez las przejeżdżały jakiekolwiek pociągi osobowe, oczywiście nie licząc specjalnych (Sonderzüge). Latem 1944 r. budowano nowy bunkier Hitlera. Materiał budowlany dowożono pociągiem. Z miejsca postoju pociągu materiał ten zabierała kolejka polowa i dowoziła go do betoniarki, znajdującej się w pobliżu schronu Führera. Nowy bunkier Führera został wybudowany od podstaw w niecałe 6 tygodni, w maju i czerwcu 1944 r. Widziałem go w stanie gotowym. Nie pamiętam jednak, jak opowiadał mi jeden z miejscowych przewodników, aby na nim były umieszczone stanowiska dział lub karabinów maszynowych. Być może zostały nadbudowane później, już po moim opuszczeniu kwatery. Wiele baraków kwatery wzmocniono ceglanymi ścianami i żelbetowymi stropami, między innymi drewniany barak narad, w którym 20 lipca 1944 dokonano historycznego zamachu na Hitlera. Z nalotami lotniczymi właściwie nie liczyliśmy się. Po pierwsze dlatego, że istniała mocna obrona przeciwlotnicza, po drugie – teren kwatery był dobrze zamaskowany i trudny do wykrycia istniejącymi wówczas środkami. Myślę, że dla angielskich i amerykańskich bombowców był on nieosiągalny. Trudno jednak wyobrazić, że angielskie i amerykańskie służby wywiadowcze nie wiedziały o istnieniu Wilczego Szańca. Przypominam sobie, że ciągle byliśmy ostrzegani o możliwości rozpoczęcia akcji przez partyzantów z lasów białostockich. Na marginesie: Za zupełnie bzdurną uważam informację, zawartą w jednym z przewodników o kwaterze głównej, o tym, że siatki maskujące były zmieniane i dopasowywane kolorem do odpowiednich pór roku. Jednoznacznie stwierdzam, że były one koloru zielonego i nigdy ich nie zmieniano.” Relacja Gebharda Schramma, syna historyka w stopniu majora, Percy Schramma, ze stycznia 1997 r. „Mój ojciec brał codziennie udział w naradach sztabowych, podczas których omawiano oraz podejmowano wstępne decyzje o działaniach na wszystkich frontach. Generałowie trzech rodzajów broni oraz jeden generał tzw. „frontu ojczyźnianego” udawali się po odbytej naradzie do Hitlera, aby tam, na naradzie głównej, w jego obecności podjąć ostateczną decyzję. Sporządzone materiały przekazywałem pod koniec każdego roku swojemu przełożonemu (był nim generał Jodl), w celu zabezpieczenia ich przed zniszczeniem w wyniku ewentualnych nalotów lotniczych. W latach sześćdziesiątych na podstawie materiałów, sporządzonych przez mojego ojca oraz jego poprzednika Geinera zostały opublikowane Dzienniki Wojenne. Z opowiadań mojego ojca wiem, że kwatera Hitlera nie stanowiła nigdy „monolitu”. W jej centralnej, niezwykle hermetycznie odizolowanej od reszty przez służbę bezpieczeństwa części, rezydował Hitler z kilkoma generałami. Mój ojciec mieszkał ponad 1,5 roku w strefie drugiej, i nigdy nie przekroczył torów kolejowych, oddzielających I strefę bezpieczeństwa od reszty kwatery. Znamienne, że pełniąc dosyć odpowiedzialną funkcję, mógł zobaczyć Hitlera zaledwie dwa razy. Pierwszy raz stało się to dzięki gen. Jodlowi, którego jako swego przełożonego poprosił przy nadarzającej się okazji zabrać go z sobą do miejsca, gdzie z odległości około 3 metrów mógł zobaczyć Führera. Innym razem, zupełnie przypadkowo, stojąc na poboczu drogi, zobaczył Hitlera przejeżdżającego główną szosą przez Wilczy Szaniec. Myślę, że 95% byłych mieszkańców kwatery nie miało możliwości widzenia Hitlera lub też widziało go niezwykle rzadko. Po zamachu okazja zobaczenia Hitlera stała się dla zwyczajnego mieszkańca Wilczego Szańca prawie niemożliwa. Od tamtej chwili stał się Hitler wyjątkowo nieufny, nawet wobec generałów i feldmarszałków, którzy, składając mu wizytę, musieli oddać swoją broń osobistą. Mój ojciec, komentując sporządzony przez niego w czasie wojny materiał, a było tego ponad 1000 stron archiwalnego maszynopisu, nazwał siebie jako notariusza permanentnych katastrof. Nie musiał się wstydzić, ba! był dumny z tego, że w jego materiałach do przyszłych „Dzienników Wojennych” nie znalazło się ani jedno słowo, gloryfikujące Hitlera, jego paladynów lub też NSDAP.”
„Wilczy Szaniec” w Gierłoży, zarządzany przez Nadleśnictwo Srokowo, jest jedną z największych atrakcji turystycznych na Mazurach. W uroczystym otwarciu ośrodka, które odbyło się 5 września 2023 r., uczestniczył wiceminister klimatu i środowiska, Pełnomocnik Rządu ds. Leśnictwa i Łowiectwa. Edward Siarka.
Wilczy Szaniec. Natrafili na kasę pancerną!W sobotę 8 sierpnia badacze z Fundacji Laterba weszli do schronu Martina Bormanna, a właściwie tego co z niego zostało. Tam bowiem natrafili na kasę pancerną. Kawał stali znajdował się w niezwykle ciasnym miejscu, stąd też wydobycie go wcale nie było takie także: O włos od wypadku-kasa pancerna?Wilczy Szaniec. Niezwykłe odkryciaW ostatnich tygodniach w Wilczym Szańcu poszukiwacze natrafili na pancerne drzwi i drzwi chroniące przed atakiem chemicznym, duży bojler wodny i armaturę wodną. Wydobyli to z dwóch schronów. Ciekawym odkryciem jest także kamień z wyrytym na nim skrótem nazwy jednostki batalionu ochroniarzy Hitlera oraz namalowaną przekazały Lasy Państwowe, poszukiwacze odkopali też schody prowadzące do baraku, w którym 20 lipca 1944 r. dokonano nieudanego zamachu na Hitlera. Miejscowi przewodnicy i historycy opowiadający o zamachu na Hitlera spierali się, jak usytuowany był stół w sali narad i gdzie znajdowała się teczka z ładunkiem wybuchowym. Oczywiście są plany baraku, ale nie wiadomo było, jak ten plan nałożyć w terenie. Odnalezienie schodów sprawiło, że już wiemy, gdzie było wejście do schronu, gdzie korytarz i jak umiejscowiona była sala narad – informują poszukiwawcze w byłej wojennej kwaterze Hitlera są prowadzone przez Fundację Laterba od kilku miesięcy. Zgodę na nie wydały Lasy Państwowe i Wojewódzki Konserwator Zabytków w nowy projekt "Wilczy Szaniec" to podróż dla dociekliwego turysty, jak i zawodowego poszukiwacza skarbów! Wejdziemy w każdą szczelinę, znajdziemy prysznic Hitlera i klucze. Odkryj z nami historie tego miejsca na nowo! - zapowiedzieli Szaniec to jedna z największych atrakcji turystycznych na Mazurach. W ubiegłym roku to miejsce odwiedziło około 330 tys. jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze sierpniu ubiegłego roku byłem po raz trzeci w Wolfschanze na przestrzeni ostatnich 5o lat . To co zobaczyłem od czasów poprzednich odwiedzin w 1997 r. napawa mnie zgrozą . Dla forsy zrobiono z tej naturalnej ruiny prawie LasVegas . Czy coś nie może pozostać nienaruszone ręką "biznesmenów " działających dla kasy pod przykrywką ochrony zabytków ? Schody do letniego baraku ?na czym polega sensacyjność tego odkrycia? nie wiedzieli, kto tam "urzędował"??Przestańcie marnować mój czas bzdurnymi postami!!!ŻenadaNie ma to jak ogladac kwatery bylego imperatora ktory napadl na Polske kazal brac do niewoli i mordowac Polakow a wy jeszcze kupujecie ich szmelcwageny. Nic nie znalaziono sensacyjnego. Jedynie materiał został tak napisany, żeby zasugerować coś sensacyjnego. Typowa zagrywka. W skrzynce pancernej znaleziono pewnie kartke byłem tu wilczym szańcu i bunkrze bormana uczyliśmy się z przedwojennych to byla puszka po konserwieGoiwno prawda już od kilku tygodni można było obejrzeć film na ten temat... Ile by za tą kasę zlomiarze się delektowali ech
Domki zaprojektowaliśmy z myślą o komfortowym pobycie dla pary, a w przypadkach „awaryjnych” dla maksymalnie 4 osób. Ich rozkład i wyposażenie jest identyczne, różnią się natomiast wystrojem i kolorystyką. Hytte LIS to domek, w którym dominują barwy ciemniejsze – dąb i kamienny łupek.
W okolicy stacjonowały dodatkowe jednostki lądowe i batalion spadochroniarzy na wypadek, gdyby potrzebne było wsparcie. Ponadto, Wilczy Szaniec był chroniony przez FLNA – system wczesnego ostrzegania przed nieprzyjacielskimi samolotami, na który składały się liczne posterunki rozmieszczone w promieniu około 150 kilometrów od kwatery.
Szła ona wzdłuż torów w kierunku zachodnim i dopiero przy wartowni Zachód została zatrzymana” (13, s.215). Brak informacji o tym, co się z nią później stało. Ochrona i maskowanie Wilczego Szańca były bardzo ważne, ze względów bezpieczeństwa. Chodniki były zamaskowane siatką maskującą a na bunkrach sadzono drzewa.
Szczegóły oferty. Hotel w Wilczym Szańcu znajduje się w obrębie kompleksu Wilczy Szaniec w lesie w Gierłoży. W pomieszczeniach ogólnodostępnych można bezpłatnie korzystać z bezprzewodowego dostępu do Internetu. Na miejscu do dyspozycji Gości jest strzelnica. Pokoje w hotelu w Wilczym Szańcu oferują podstawowy wystrój wnętrza
Nowe inwestycje w Wilczym Szańcu. Rozpoczyna się piąty już rok funkcjonowania Byłej Wojennej Kwatery Hitlera Wilczy Szaniec po przejęciu obiektu przez leśników z Nadleśnictwa Srokowo. W tym okresie dokonano kilku ważnych dla turystów inwestycji takich jak: przebudowa kompleksu wjazdowego, budowa utwardzonych i oświetlonych tras
Przed wizytą w Wilczym Szańcu warto zaopatrzyć się w buty, które mogą się nieco pobrudzić, latarki oraz środek na komary. Ceny biletów Wilczy Szaniec Gierłoż. Bilet wstępu normalny – 15 zł; Bilet wstępu ulgowy (uczniowie i studenci do 26 lat za okazaniem legitymacji) – 10 zł; Dzieci do 6 lat – wstęp wolny
Wiltshire. Wincenty. Windhuk. Windows. Wiosna Ludów. Dalsze tłumaczenia oferuje słownik angielsko-polski. Tłumaczenie słowa 'Wilczy Szaniec' i wiele innych tłumaczeń na angielski - darmowy słownik polsko-angielski.
Mosty w Stańczykach – dwa mosty kolejowe z lat 1917–1918 w Stańczykach, w powiecie gołdapskim, wpisane do rejestru zabytków nieruchomych województwa warmińsko-mazurskiego. Są to elementy nieczynnej infrastruktury linii kolejowej łączącej Gołdap z Żytkiejmami. Czasami nazywane Akweduktami Puszczy Rominckiej . Mosty należą do
Dnia 21.09.2023 mieliśmy przyjemność odwiedzić Wilczy Szaniec. Uczestniczyły w tym dniu klasy 1Td, 2Td, 2Ta, 3Tc oraz wychowawcy klas Ewa Piotrowska, Marcin Puciato (przewodnik), Tomasz Kolenda , Marek Kułak oraz Katarzyna Lubycka .
Obecny kształt "Wilczy Szaniec" osiągnął dopiero po rozbudowie w 1944 r. Otoczony zasiekami z drutu kolczastego i polami minowymi kompleks zajmował powierzchnię około 250 ha. Wewnątrz podzielony był na trzy strefy bezpieczeństwa, które czasowo zamieszkiwało ponad 2000 osób.
Wilczy Szaniec (Wolfsschanze), położony w lasach w okolicach Kętrzyna, był w latach 1941-1944 kwaterą główną Adolfa Hitlera. Był to zamaskowany w lesie kompleks ok. 200 budynków: schronów i baraków. W jego skład wchodziły również dwa lotniska, elektrownia, dworzec kolejowy, ciepłownie, centrale dalekopisowe.
.