– Nie sypiam z nią. Nie w takim kontekście, jak myślisz. – Nie obchodzi mnie czy z nią sypiasz, czy nie. Rób sobie co chcesz, bo przecież zależało ci, aby wycofać się ze wszystkich obietnic. – Pokręciłam głową, wstając z łóżka i zaczynając krążyć po pokoju.fot. Adobe Stock Przeszło rok temu karty, które położyła dla mnie wróżka, zapowiedziały, że wszystko w moim życiu się zmieni. Wtedy się z tego śmiałam. Jakże niesłusznie... O tym, że czegoś mi brak, dotarło do mnie tamtego wieczoru podczas przyjęcia u nas w domu. Właśnie kończyłam trzydzieści lat. Magiczne trzydzieści lat! Krzysztof uniósł lampkę szampana: – Kochanie, życzę ci, by szczęście zawsze stało koło ciebie – powiedział uroczyście i mocno mnie przytulił. Goście zaczęli klaskać. Moje idealne życie to tylko pozory... Byliśmy z Krzysztofem po ślubie już 5 lat i wydawało mi się, że to były lata szczęśliwe. Urodziłam dwie córeczki, dbałam o męża i dom. Szłam przez życie utartą drogą młodej mężatki. Prawie wszystko mieliśmy zaplanowane. Prawie, bo jak się wkrótce okazało, los chciał inaczej... W każdym razie oboje wiedzieliśmy, że mieszkanie spłacimy w ciągu 10 lat, że kiedyś pod miastem postawimy dom, a dziewczynki pójdą do prywatnego liceum. Goście wznosili kolejne toasty na moją cześć. Przyjaciele i znajomi zjechali z różnych stron Polski i cieszyli się bardzo, bo dawno nie spotkaliśmy się w tak licznym gronie. Stawili się tłumnie w ten wiosenny sobotni wieczór; na naszych stu hipotecznych metrach znalazło się kilkadziesiąt osób. – Rozejrzyj się. Są tu wszyscy, którzy bez ciebie żyć nie mogą – powiedziała Marta, moja najbliższa przyjaciółka. Wszyscy ze śmiechem zaczęli potakiwać. Zabawa rozkręcała się na dobre. I tylko ja stałam z boku, patrzyłam na rozbawionych przyjaciół i myślałam: „Nieprawda, nie ma tu wszystkich. Brakuje Michała”. Pośpiech ze ślubem wymusiła nasza pierworodna, Zuzia. Rok później przyszła na świat Zosia. Śliczne pucułowate dziewczynki, dziś 4 i 3 lata, skóra zdarta z Krzysztofa. Gdy jeszcze sennie posapują w łóżeczkach, parzę pierwszą kawę. Z łazienki dochodzi szum wody: Krzysztof bierze prysznic. Gdy skończy – obudzi dziewczynki. Dopilnuje, aby poszły się umyć. Potem ja je przejmuję: czeszę i ubieram. Razem siadamy do śniadania, które kończy szykować mąż. Zawsze zupa mleczna, bułeczka z twarożkiem lub żółtym serem i warzywo: ogórek, pomidor bądź szczypior. Gdy przyjedzie opiekunka, właśnie wstaniemy od stołu. Poranek niezmiennie kończą całusy w przedpokoju. Zawsze też Zuzia i Zosia patrzą przez okno, jak tata i mama odjeżdżają samochodem. Machają rączkami. Czasem zastanawiam się, czy warto to tracić, choć przecież robię wszystko, aby ten sielski obrazek zniszczyć. I zapewne skrzywdzę więcej osób. Nie tylko moją rodzinę. Przecież Michał też ma żonę. I dwóch synów. Ma zobowiązania. Ale ma też… mnie. Nie mogłam uwierzyć, że znów się spotkaliśmy Spotkaliśmy się któregoś dnia przypadkiem w parku w centrum miasta. Byłam w paskudnym nastroju. W pracy szef mnie zrugał, bo nie zrobiłam na czas bilansu. Nie mogłam, ponieważ zawalił inny dział, ale on nie chciał o tym słuchać. W dodatku Krzysztof zadzwonił, że wróci z pracy później. Musiałam wyjść z biura, aby nie eksplodować. Odetchnąć świeżym powietrzem – tą piękną wiosną w parku. Właśnie wtedy go zauważyłam. Szedł w moim kierunku z jakąś kobietą i dziećmi. Zawsze i wszędzie poznałabym jego chód i charakterystyczne ruchy ramion. Czasem o nich nawet śniłam... I budziłam się zdziwiona, widząc śpiącego koło mnie Krzysztofa.. – Michał? – zawołałam z entuzjazmem, uśmiechając się szeroko. Zauważyłam wyczekującą minę jego towarzyszki i jej lekko podniesione brwi. – Michał? – powtórzyłam pytanie. Odpowiedział uśmiechem. Widziałam, jak kątem oka zerka na idącą z nim kobietę. I na dwóch chłopców, którzy z ciekawością przyglądali się tej scenie. – To niemożliwe – powiedział w końcu. – Ile to lat się nie widzieliśmy? – Sześć – odparłam automatycznie. Mogłam dodać, że trochę mniej niż sześć. Dopiero za dwa miesiące i 3 dni upłynie sześć lat. Wtedy się pokłóciliśmy. Na ulicy. Zakochani na śmierć i życie toczyliśmy boje o rzeczy kompletnie nieważne. Jaką iść ulicą? Gdzie dziś zjemy? Czy warto wydać pieniądze na podróż autostopem do Włoch? On zawsze myślał inaczej niż ja i dlaczego ciągle się ze mną droczył. Czy tak wygląda miłość? Rozstaliśmy się – każde z nas odwróciło się na pięcie i poszło w inną stronę. Liczyłam, że zawróci. Krzyknie: „Matylda”. Szarpnie za ramię i pocałuje... Nic takiego się nie stało. Nawet rzeczy z mojego pokoju zabrał po cichu, gdy byłam na uczelni. Pozostawił tylko różę. Krwistoczerwoną, na długiej łodyżce. Wytrwała tydzień. A ja siedem dni czekałam, aż się odezwie. Róża zmarniała. Teraz stał przede mną rozradowany. – Ach, przepraszam. To moja żona. Aniu, Matylda jest moją dawną przyjaciółką. Jego żona zlustrowała mnie bacznie. – Ach tak – odparła niezbyt przyjaźnie. Zapadło kłopotliwe milczenie. Nie wiedziałam, co dalej. Dopiero patrząc na chłopców, po chwili niezręcznej ciszy dorzuciłam: – Pięć lat temu wyszłam za mąż. Mam dwie wspaniałe córeczki, Zuzannę i Zofię. Mają trzy i cztery lata. Muszę do nich iść. Właściwie dlatego się tu spotkaliśmy. Bo zwolniłam się wcześniej z pracy, żeby iść do domu. Czułam, że bełkoczę coś bez sensu. Ciekawe, co jego żona sobie pomyślała, kiedy usłyszała: „Moja dawna przyjaciółka”?!– Poczekaj – Michał chwycił mnie za rękę. – Daj numer komórki. Spotkamy się, porozmawiamy. Nasi chłopcy mają tyle samo lat, co twoje córki. Patrz, jaki zbieg okoliczności. Mówił, jakby nie czuł atmosfery gęstniejącej od niewypowiedzianych słów. Jakby nie widział zaciśniętych ust jego żony, która gwałtownie szarpnęła synów za ręce, chcąc odejść jak najszybciej. Była młodsza ode mnie? Nie, na pewno nie. Pewnie tyle samo lat są małżeństwem, ile ja z Krzysztofem. Milczałam, nie starając się niczego wyjaśniać. W końcu podałam mu numer komórki. Zadzwonił dwie godziny później. Dobrze, że Krzysztofa nie było w domu, bo czułam, jak oblewam się pąsem na dźwięk jego głosu. Rozmawialiśmy, a ja błądziłam niewidzącym wzrokiem po naszym salonie w nowym mieszkaniu, z którego oboje z mężem tak bardzo byliśmy dumni. Zawsze powtarzaliśmy: „sto hipotecznych metrów”. To „hipotecznych” miało ustrzec nas przed rozrzutnością i bylejakością. Przypomnieć o kredycie. Pomóc stworzyć dobry i piękny dom. Nasze mieszkanie właśnie takie jest. Jasne i wygodne. Trochę mebli z Ikei plus nieliczne z Prowansji, ręcznie tkane dywany z Turcji i fotogramy z miast, które zwiedziliśmy. Z żółtą łazienką i przecieranym gołębim błękitem w holu. Widać, że stworzyliśmy te wnętrza wedle dokładnie przygotowanego planu. Nic tutaj nie zostało kupione pod wpływem impulsu, dla samej radości kupowania. Oboje z Krzysztofem lubimy nasz dom. Nie, co ja mówię: lubiliśmy! Bo to już czas przeszły. Rozmawiając z Michałem pierwszy raz po tylu latach, czułam już, że zdradzam męża. Byłam przerażona i szczęśliwa. Czas się cofnął. Zapomniałam o mężu i dzieciach, odnalazłam nasz kod sprzed lat. Zaśmiewałam się z tego, co mówił Michał, płacząc ze szczęścia. Nie mogłam się opanować. Gdyby nagle wszedł Krzysztof – wyszłabym z domu, aby do niego nie powrócić. Już wtedy, po pierwszych słowach Michała, wiedziałam, że wszystko w moim życiu się zmieniło. I powinnam mieć wyrzuty sumienia, a nie miałam. Tę historię napisało samo życie. Poruszające opowieści znajdziesz też w książkach: Miłość nie wybiera... Pamiętam, że sześć lat temu, kiedy przedstawiłam przyjaciołom Krzysztofa, bardzo się zdziwili. „A Michał?”– spytał ktoś. „Michał już się nie liczy” – odparłam. Zapamiętałam też czyjąś odpowiedź: „Oj, żebyś nie żałowała.”. Bo Michał był moją pierwszą prawdziwą miłością i mężczyzną, który nie zdążył mnie skrzywdzić. A Krzysztofowi się to udało. Nawet ślub z im był trochę pod przymusem: już spodziewałam się dziecka. Nie planowałam tej ciąży. Życie jednak pisze swój scenariusz. Tak, teraz zdradzam Krzysztofa, ale to nie jest zwykła zdrada. Ja po latach odnalazłam swoją pierwszą miłość! A Krzysztof mnie zdradził dużo wcześniej: był z dziewczyną jeszcze dzień przed naszym ślubem. Dowiedziałam się o tym, wchodząc do… naszej sypialni! Wiem, nie powinnam była znaleźć się wtedy w mieszkaniu. Miałam pecha… Potrójnego. Po pierwsze, spotkałam Krzysztofa tamtego dnia, gdy Michał odszedł. Po drugie, zaszłam z nim w ciążę, chociaż uważałam. Po trzecie, natknęłam się na narzeczonego – który nazajutrz miał się stać moim mężem – z kochanką we własnym łóżku. Ale co teraz? Czy można rozpocząć życie od nowa, gdy po obu stronach dwójka małych dzieci, zazdrośni współmałżonkowie i w perspektywie wyczerpująca walka przed sądem. Kto otrzyma opiekę nad córkami i synami? Ci rodzice, którzy są zdradzani? Czy ci, którzy zdradzają, aby stworzyć nowy związek? Kto w dwóch małżeństwach bardziej cierpi? Krzysztof i Ania – porzuceni, zdani na pastwę własnej domyślności, wiedzący, jak to bywa? Zwłaszcza Krzysztof, bo kiedyś sam zdradzał. Czy ja i Michał, znów młodzieńczo zakochani i pewni, że już nic nie ma prawa nas rozdzielić? Nie sądziłam, że stać mnie na tak szaleńcze zachowania... Na samą myśl uśmiecham się z zażenowaniem. Kiedyś, gdy oglądałam w filmach miłosne sceny w samochodzie, mówiłam na głos: „Ale żenada”. Było w tym coś rozpasanego, zwierzęcego, byle jakiego. A teraz robiłam to sama! Koło mojej firmy. Przerażona, podniecona, rozanielona. Nie chciałam iść do hotelu. Jeszcze starałam się ukrywać nasz związek. Dzisiaj coraz mniej mi na tym zależy. – Ania coś podejrzewa – powiedział któregoś razu Michał. – Widziałem, jak przetrząsa mi kieszenie. Wiem, że zaglądała do komputera, sprawdzała połączenia w komórce. Myślała, że śpię. – Co zrobimy? – spytałam spokojnie. – Muszę podjąć kilka decyzji. Mieliśmy sprzedać mieszkanie, wyjąć oszczędności i kupić dom. Teraz tego nie zrobię. Jeżeli będzie chciała, to mieszkanie zostawię jej. Boję się jednak, że postawi mi szlaban na widywanie chłopców. Raz o tym wspomniała. Że jeżeli zdecyduję się na jakikolwiek krok przeciw niej, to synów nie zobaczę. – Wierzysz w to? – Ona jest zdolna do wszystkiego. Odkąd się spotkaliśmy, nie daje mi spokoju. Drąży temat. Chciała mnie nawet wyciągnąć do psychologa małżeńskiego. – Bo? – Uważa, że za mało uwagi jej poświęcam. Za mało seksu, za mało pożądania… Wiedziałam, że będzie walczyć! To taka kobieta bluszcz. Nie wypuści z rąk, co złapała. Żal mi było Michała. Umnie nie jest lepiej. Czuję, że mąż mnie sprawdza. Komórkę, której używam do rozmów z Michałem, zawsze mam przy sobie, nigdy w torebce. Żadnych rachunków z restauracji, pobytów za miastem. Jednak Krzysztof mnie nie wypytuje, tylko przygląda się uważnie, ze smutkiem. Bawi się z dziewczynkami, zerkając na mnie. Ale kto naprawdę w tym wszystkim jest winny? Ja, powracająca do pierwszej, prawdziwej miłości? Czy może on, bo nie dał mi tego wszystkiego, co powinien? Wtedy, pięć lat temu, na widok dwóch nagich ciał, splecionych w miłosnym uścisku w mojej sypialni, poczułam falę mdłości, ból w brzuchu i tak obezwładniający bezwład, że nie mogłam się ruszyć. Nie wiem, co ich bardziej przeraziło. Skrzypnięcie drzwi czy nieoczekiwana cisza, która później zapadła? Stałam tam i marzyłam, żeby natychmiast poronić i być wolną! Nic takiego się nie stało... Nie drgnęłam nawet, gdy wstali, ona wyszła z mojego domu i mojego życia, a on coś mówił. Długo, zawile, bezsensownie. Następnego dnia złożyłam małżeńską przysięgę. Starzy ludzie powiadają, że nie należy oglądać się za siebie. A ja jestem pewna, że gdy pozostawiamy niespełnioną miłość – zawsze trzeba się oglądać. Więcej listów do redakcji:„Adoptowaliśmy chłopca. Po 7 latach postanowiłam, że oddamy go z powrotem do domu dziecka”„Nie mieszkam z mężem, bo ciągle się kłócimy. Spotykamy się 2 razy w tygodniu i w weekendy”„Mąż miał na moim punkcie obsesję. Nie chciał się mną z nikim dzielić. To doprowadziło do tragedii”
Nie wierzyłem własnym oczom. Byłem tak oszołomiony, że nie znalazłem w sobie siły, aby się wycofać. Zobacz też: Sypiam z nieznajomym, aby ratować moje małżeństwo. Niczego nie żałuję. Nie ma tego złego. Zgodnie z nieubłaganą logiką skończyło się na dywanie.
fot. Adobe Stock, oneinchpunch kocham swojego męża, to mężczyzna mojego życia. ale od czasu do czasu potrzebuję się rozerwać, najlepiej z innym facetem. Nikomu o tym nie mówiłam. Raz chciałam się zwierzyć Ewie, najbliższej przyjaciółce. Na szczęście jakoś tak zagaiłam, że wyszło, jakbym mówiła o znajomej. Po tym, jak zareagowała Ewa, zrozumiałam, że moja tajemnica musi pozostać w ukryciu. Maciek był moim pierwszym facetem. Zostałam wychowana po katolicku, wierzyłam w to, że powinnam zachować czystość aż do ślubu. Z Maćkiem poszłam do łóżka, gdy już byliśmy zaręczeni, a w kościele ksiądz czytał zapowiedzi naszego ślubu. Wtedy razem doszliśmy do wniosku, że skoro i tak spędzimy razem życie, to miesiąc nie robi już różnicy. A tak bardzo byliśmy ciekawi siebie… Ciągle jestem pewna, że Maciek jest miłością mojego życia. I że chcę się zestarzeć przy jego boku. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym jednocześnie być zakochaną w dwóch różnych osobach. Jestem stuprocentową monogamistką. Tyle że w ogóle nie łączę miłości i uczucia ze swoimi jednorazowymi, czysto fizycznymi przygodami. To po prostu realizacja pragnień i zachcianek, jak kupno ciastka czy nowej torebki. Wszystko zaczęło się trzy lata po ślubie Mania miała dwa lata z kawałkiem i właśnie zaczynała chodzić do żłobka. Ja ciągle byłam na urlopie, miałam odpocząć, pozałatwiać różne sprawy – jak się okaże, że Mania się w żłobku zaaklimatyzowała – wrócić do pracy. Nagle miałam czas dla siebie, po raz pierwszy od dawna. Na jednym z filmowych kanałów zaczęłam oglądać holenderski film. Bohaterka spotykała się z nieznajomym facetem w hotelu i uprawiali seks. Film był bezpruderyjny, bohaterowie kochali się w najbardziej niezwykłych konfiguracjach. Podobało mi się. Ale wiedziałam, że nie mogę nic z tego zaproponować Maćkowi. I nagle do mnie dotarło, że nie mam pojęcia, jak to jest z innymi facetami. I że chciałabym spróbować. Zawsze mi się wydawało, że z mężem w sypialni radzimy sobie bardzo dobrze. Do tej pory monotonia mi nie przeszkadzała. To było jak jedzenie ciągle tych samych, smacznych, sprawdzonych potraw. Ale ja zaczęłam marzyć o egzotycznej kuchni. Marzenia marzeniami – jak się jednak zabrać za ich realizację? Raz skłamałam, że idę wieczorem spotkać się z Ewą. Poszłam do klubu. Siedziałam sama przy barze z kieliszkiem martini i czekałam. Na filmach zawsze do kobiety przy barze przysiada się w końcu jakiś przystojniak. Niestety, nic takiego się nie zdarzyło. Wróciłam do pracy. Trzy miesiące później firma wysłała mnie w delegację do Gdańska. Tam poznałam Marcina, szefa naszego lokalnego biura. Nie był piękny, ale bardzo intrygujący. Zaproponował kolację. Zgodziłam się. Było dużo wina, potem drinki w barze i tańce. Marcin odprowadził mnie do hotelu. Przy windzie spojrzał mi w oczy. Musiał w nich znaleźć zgodę, bo pojechał ze mną na górę. Było inaczej, gwałtowniej, ale rano nie byłam pewna, czy lepiej niż z Maćkiem. Przez chwilę myślałam, że zrealizowałam już moją fantazję i na tym koniec. Rok później byliśmy na wakacjach w Chorwacji. Jednego wieczora posprzeczałam się z Maćkiem. Trzasnęłam drzwiami i poszłam na spacer. Trafiłam do baru pełnego tubylców. Zamówiłam kieliszek lokalnej wódki, potem kolejny. I poszłam na parkiet. Po chwili zorientowałam się, że nie tańczę sama. Odwróciłam się. Młody przystojniak uśmiechnął się szeroko. I położył mi ręce na biodrach. To był szybki seks na plaży. Prawie zwierzęcy. Nigdy nie poznałam nawet imienia tego chłopaka. Po prostu wstałam, ubrałam się i wróciłam do hotelu. Wykąpałam się i przytuliłam do męża. – Przepraszam – wyszeptałam. – O cokolwiek nam poszło, przepraszam. Maciek odwrócił się do mnie. Kochaliśmy się powoli, tak jak zwykle. Tej nocy został poczęty Franio. Przez cztery lata nie ciągnęło mnie do innych mężczyzn. Pewnie nie miałam na to po prostu siły. Franio dużo chorował, nie przesypiał nocy. W ciągu dnia próbowałam odsypiać, ale zaraz trzeba było iść do przychodni, na zakupy, a potem biec po Manię do przedszkola. Seks z mężem to nie to samo Franek nie poszedł do żłobka. Zostałam z nim w domu przez trzy lata. W dniu, w którym Mania poszła do szkoły, a Franek do przedszkola, rzuciłam się na łóżko w pustym mieszkaniu. Nareszcie! – pomyślałam. Maciek dobrze zarabiał, nie chciał, żebym wracała do pracy. Ale ja miałam dość roli kury domowej. Potrzebowałam wyzwań, ludzi. I potrzebowałam nowej przygody. Tomek dołączył do naszego zespołu, gdy ja byłam na urlopie. Poznaliśmy się dopiero po moim powrocie. – Monika, poznaj Tomasza. Będziecie razem pracować. Lepiej się polubcie, bo zapewniam, będziecie spędzać razem dużo czasu – szef uśmiechnął się i sobie poszedł. Przyjrzałam się mojemu nowemu koledze. Trochę młodszy ode mnie. Wysportowany. Miał taki chłopięcy urok, który zawsze na mnie działał. Ale obiecałam sobie kiedyś, że żadnych romansów w pracy. To zbyt ryzykowne. – No to do roboty. Co my tu mamy… – uznałam, że im szybciej zajmiemy się pracą, tym lepiej. To był pracochłonny projekt. Klient miał siedzibę w Poznaniu. Kilka razy byliśmy tam w jednodniowych delegacjach. Ta ostatnia też miała być taka. Plan: kończymy sprawę, podpisujemy umowę i wracamy do Warszawy pociągiem o 17. – Bardzo przepraszam, ale mój wspólnik nie może do nas dołączyć. Źle się poczuł, jest na badaniach w szpitalu. Pewnie wieczorem go wypuszczą i jutro będziemy mogli zamknąć sprawę – oznajmił nam szef firmy. Nie było wyjścia. Znaleźliśmy z Tomkiem hotel, kupiliśmy po szczoteczce do zębów i poszliśmy zwiedzać Poznań. Pierwszy raz rozmawiałam z Tomkiem nie o sprawach służbowych. Okazało się, że jest bardzo interesującym facetem. W młodości uprawiał pływanie, teraz trenował triathlon, biegał w maratonach. W ostatnie wakacje zjechał motorem Nową Zelandię. A o swoich przygodach bardzo barwnie opowiadał. W czasie kolacji, przy drugiej butelce wina, zaczęłam się zastanawiać, czy wytrwam w moim postanowieniu „zero romansów w pracy”. Gdy Tomek, otwierając mi drzwi przy wyjściu, delikatnie dotknął moich pleców, byłam już pewna, że je złamię. Tomek o nic nie zapytał. Po prostu wziął ode mnie klucz do mojego pokoju, otworzył go i wszedł ze mną do środka. Następnego dnia podpisaliśmy umowę i wsiedliśmy do pociągu. Oboje czuliśmy się dziwnie. W nocy było super, ale teraz byłam na siebie wściekła. Przecież będziemy musieli dalej razem pracować. Mamy udawać, że nic się nie stało? Już dojeżdżaliśmy do Warszawy, gdy Tomek odezwał się: – Zobaczymy się jeszcze? Pokręciłam przecząco głową. Ale on złapał mnie za rękę i zmusił, żebym na niego spojrzała. – Jesteś pewna? Nie byłam. Wbrew rozumowi umówiłam się z nim na piątek. Spotykaliśmy się przez dwa miesiące w jego mieszkaniu. Czasem wieczorem, czasem w przerwie na lunch. Wiedziałam, że to niebezpieczne. Że mogę stracić rodzinę. Ale byłam jak uzależniona. Opamiętałam się, gdy na podwórku Tomka spotkałam kuzynkę Maćka. – Cześć, musiałam podrzucić koledze papiery do domu, biedak złamał nogę – łgałam i modliłam się, żeby nie pojawił się Tomek. Udało się, ale zrozumiałam, że muszę z tym skończyć. Mój kochanek nie był zadowolony, jednak mnie rozumiał. – Wiem, że masz rodzinę i ją kochasz. Tylko że ja się w tobie zacząłem zakochiwać – wyznał, a ja wiedziałam, że to moja wina, że do tego dopuściłam. W końcu Tomek poprosił szefa o przeniesienie do innego działu. To duża firma, widujemy się czasem na korytarzu. Od tamtej pory ograniczam się do jednorazowych przygód. Najlepiej z dala od domu. Ale nie potrafię z nich zrezygnować. Maciek nie może się o tym nigdy dowiedzieć. Nie zrozumiałby. Kiedyś próbowałam zacząć rozmowę o otwartych związkach. – Nie mógłbym być z tobą, gdybyś mnie z kimś zdradziła – warknął. Nie odważyłam się mu powiedzieć, że moim zdaniem seks z innym facetem to nie jest zdrada. I że gdyby on chciał się przespać z inną, to nie miałabym nic przeciwko. Moja rodzina jest dla mnie bardzo ważna. I nie wyobrażam sobie życia bez Maćka, Mani i Frania. Wmawiałam sobie, że od teraz to musi mi wystarczyć. Prawie się udało. Wytrzymałam dwa miesiące. Tydzień temu były imieniny mojej koleżanki. Błagałam Maćka, żeby poszedł ze mną. Ale nie, uparł się, że woli zostać w domu i obejrzeć mecz. Poszłam sama. I gdy ten brunet poprosił mnie do tańca, wiedziałam, że moje postanowienie diabli wzięli. Czytaj także:„Straciłem w wypadku ciężarną żonę. Mieliśmy kupować łóżeczko i wózek, a dziś mogę jedynie wybierać trumnꔄMąż zdradzał mnie z moją przyjaciółką, gdy dzieci spały za ścianą. Nakryłam ich, bo wróciłam wcześniej do domu”„Co roku z moim facetem dorabiamy sobie jako kolędnicy. Zarabiamy na tym ok. 5 tysięcy złotych”Bądź tatą. Nie pytaj tylko: Co tam w szkole? Porozmawiaj ze mną o głupotach. Najczęściej tych sygnałów ostrzegawczych nie widać. Pojawiają się później, często za późno. Kiedy orientujemy się, że straciliśmy kontakt z dorastającymi dziećmi, a one nie chcą się do nas zbliżyć. A kolejna kupiona im rzecz, niczego nie zmienia.
Od kilku lat w Polsce trwa wojna. Wojna o godność, wojna o człowieczeństwo. Wojna o życie i wojna o równość. Wojna, w której wróg pogłaskał nas po głowie, a w chwili nieuwagi podszedł od tyłu i strzelił w plecy. Dlatego dzisiaj zostawiam Was z dwoma historiami kobiet. Dwoma z wielu, które dotarły do mnie w ten weekend. Cześć Natalia. Trafiłam do ciebie na bloga w ten piątek. Moja koleżanka udostępniła twój wpis i pomyślałam: „Kolejna debilka, co to myśli, że wie wszystko o życiu”. Ale później zaczęłam skrolować tablicę i zostałam. A za pierwszą myśl przepraszam. Piszę do ciebie po dzisiejszym porannym wpisie. Nie chciałam komentarzu, wolę zrobić to anonimowo, jednak nie mam nic przeciwko żebyś puściła to dalej. Może dotrę chociaż do jednego człowieka. Wpis jest w dużym skrócie bo wierz mi, z mojego dzieciństwa mogłabym napisać książkę. Mam 23 lata. Pierwszy mąż mojej mamy zginął w wypadku samochodowym. Pół roku po jego śmierci mama poznała mojego ojca. Ojca, który wciągnął ją w alkoholizm. Z okresu dzieciństwa niewiele pamiętam. W wieku czterech lat trafiłam do domu dziecka. W wieku 17 dowiedziałam się, że zabrano mnie od matki, która była totalnie pijana. Byłam głodna, brudna, wychudzona i zaniedbana. Na moim ciele były ślady bicia, siniaki i zadrapania. Moja sytuacja prawna nie została uregulowana, więc przez kolejne trzy lata nie mogłam iść do adopcji. A później już nikt mnie nie chciał. Wszyscy marzyli o słodkim niemowlaczku, a nie o dziecku z rodziny alkoholowej, które w wieku siedmiu lat moczy się w nocy. A później w wieku ośmiu. I dziewięciu też. Które jest zamknięte w sobie i nie mówi. Pamiętam, że zawsze byłam wycofana. W szkole miałam łatkę tej z domu dziecka. W wieku dziesięciu lat myślałam o tym, że wolałabym nie żyć. W wieku dwunastu nałykałam się tabletek przeciwbólowych, które można było kupić w każdym kiosku. Skończyło się ostrymi wymiotami i opierdolem od wychowawczyni w domu dziecka. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki w szkole. Nigdy nie miałam nowego ciuchu, nowych butów, plecaka, czy książki. Jedyną nową rzeczą w moim życiu były podpaski i szczoteczka do zębów. W wieku 14-15 lat zaczęłam się buntować. Zaczęłam uciekać z domu dziecka, paliłam papierosy, piłam alkohol, który kupowali starsi chłopacy z dd. Próbowałam zwrócić na siebie uwagę. Próbowałam znaleźć swoje miejsce. Ale przez wszystkie lata myślałam, że wolałabym zniknąć, niż żyć tak jak wtedy. Bez miłości. Bez przynależności. Bez rodziny. Bez celu. W wieku 18 lat mogłam dowiedzieć się, kim są moi rodzice i dlaczego mnie oddali bez walki. To znaczy, zostałam im odebrana, ale oni nawet nie próbowali mnie odzyskać. Mama była u mnie w domu dziecka dwa razy, na samym początku. Za drugim razem obiecała, że wróci za tydzień. Wróciła… Kiedy miałam osiem lat. Zostawiła mi nadzieję, że mnie stamtąd zabierze. Później już nigdy jej nie zobaczyłam. Do 18 roku życia. Znalazłam mamę. Ojciec nie żył. Zapił się na śmierć. Ona nawet nie wyraziła skruchy, nie widać było po niej żalu. Powiedziała, że byłam wpadką i nigdy mnie nie chciała, nigdy nie kochała. Żebym już nie wracała. Wtedy zapytałam, dlaczego mnie nie wyskrobała. Wolałabym to, niż żyć tak jak teraz. Byłam cholernie nieszczęśliwym człowiekiem. Odpowiedziała, że nie było jej na to stać. Dzisiaj mam 23 lata i jestem mamą 2-letniego Maksia. Nie wiem jak mam stworzyć mu dom. Uczę się miłości, której nigdy nie byłam nauczona. Maksiu też nie był planowany. Jego ojca nie ma przy nas. Prawdopodobnie gdzieś ćpa. A ja próbuję wyjść na ludzi. Imam się różnych prac. Nie mam wykształcenia, mieszkam w mieszkaniu komunalnym. Sprzątam po domach. Pracuję na kasie. Zaciągam pożyczkę za pożyczką. A i tak skończyłam lepiej niż dzieci z ułomnościami, z FAS i te, które trafiły z uszkodzonym mózgiem po pobiciu przez partnera matki. I tak skończyłam lepiej niż te dzieciaki, które się zaćpały, kradną lub handlują dragami. Więc zanim ktoś opowie, że lepiej oddać do domu dziecka niż wyskrobać, wyślij go do mnie. Podam mu pięćdziesiąt nazwisk, które udowodnią jak bardzo się mylą. I podam informację z pierwszej ręki. Stanę przed nim i powiem, że wolałabym być wyskrobana, niż żyć tak, jak teraz. Zanim ktoś będzie krzyczał w obronie życia poczętego, niech pójdzie do domu dziecka i weźmie taką mnie, lat osiem, z problemami psychicznymi i stworzy mu kochający dom. Jestem mamą jedenastoletniej Kai. Dziecka, które miało urodzić się zdrowe, jednak po porodzie dostała 1 punkt w skali Apgar. Nie oddychała sama, jej ratowanie po porodzie trwało czterdzieści minut, zanim usłyszeliśmy delikatne kwilenie. Kaja ma czterokończynowe porażenie mózgowe. Od 11 lat trwa nierówna walka o jej życie. Lista specjalistów, do których należymy, a z których 75% to specjaliści prywatni jest tak długa, że prezes nad prezesami do końca życia nie musiałby kupować papieru toaletowego. Do tego sprzęty ortopedyczne, jak gorset ortopedyczny, bo Kaja sama nie siedzi, wózek, pieluchy, bo Kaja nie komunikuje swoich potrzeb fizjologicznych, leki, turnusy rehabilitacyjne. Kasa, którą oferuje państwo jest kroplą w morzu potrzeb. Nie mogę podjąć żadnej pracy, bo stracę wszystkie zasiłki, a idąc do niej, zarobię może 200 złotych więcej. Gdyby nie 1% i praca męża, nie dalibyśmy rady, a i tak jest bardzo ciężko. Moje małżeństwo przeżywa kryzys raz w roku. Starsza siostra Kai, 13 letnia Nadia nie chodzi na żadne zajęcia pozalekcyjne, bo nas na to nie stać. Nigdy nie jeździmy na wakacje. Od 11 lat nie byłam sama na zakupach, nie mówiąc o dłuższym wyjściu. Od 11 lat jestem niewyspana, bo śpię z Kają, która budzi się trzy-cztery razy w nocy. Trzeba jej zmienić pieluchę, podać picie. Czasami zachłyśnie się śliną, czasami zaczyna rzucać się na łóżku. Mój mąż nie może z nią spać, karmić czy przewinąć bo Kaja mu nie pozwoli. Wiesz jak wygląda zmiana pieluchy u 11 letniego dziecka. To nie maleństwo, które przewrócisz szybko na drugą stronę. To kłębek nerwów, który wije się i pręży. Ratowałam ją niezliczoną ilość razy. Bo się zakrztusiła papką, którą ją karmiłam. Kaja nigdy nie zjadła stałego pokarmu. Wiesz jak wygląda spacer, gdzie trzeba znieść wózek i dziecko, które jest zarazem wiotkie jak i prężące się z drugiego piętra? Włożenie jej do samochodu? Ubranie? Kąpiel? To jest tak ogromny wysiłek, że bez pomocy drugiej osoby nie dałabym rady. Kaja nie komunikuje się z nami, nie wykazuje żadnych objawów miłości. a sto denerwuje się, bije nas wszystkich. Nadia, starsza siostra Kai musi radzić sobie w wielu sytuacjach sama. Cała uwaga skupia się na jej siostrze. Córka mówi, że wszystko jest ok, że rozumie sytuację. Jednak ja mam świadomość tego, że ją zaniedbuje. Bo kiedy ją przytulam, czy rozmawiam z nią, Kajka jest zazdrosna, krzyczy, zaczyna się prężyć. Kiedy Nadia do niej podchodzi, młodsza córka zaczyna się denerwować, bić ją. Kręgosłup mi siada od dźwigania. Psychika mi siada, bo mam poczucie, że ucieka mi życie. Że poświęcenie jest zbyt duże. Przeszłam depresję poporodową i nawroty mam do dnia dzisiejszego. Z mężem nie sypiam od pięciu lat. Kocham Kaję, bo jest moim dzieckiem. Opiekuję się nią, bo nie mam wyboru. Jednak, jeśli wiedziałabym co mnie czeka, usunęłabym ciążę. Ludzie, którzy są przeciwnikami aborcji, takiej gdzie dziecko będzie roślinką lub będzie nieuleczalnie chore nie wiedzą, jak to jest żyć z takim dzieckiem. Nie wiedzą, że życie się kończy w momencie urodzenia. Że traci się przyjaciół, pracę, a czasem rodzinę. Że to jest wyrok na kobiety. Mówienie, że każda kobieta zachodząca w ciążę powinna mieć tego świadomość jest gównem. Nikt nie jest w stanie się na to przygotować. Powoływanie się na wiarę? Przez 11 lat setki razy zadawałam sobie pytanie: „Gdzie jesteś Boże?”. I ja tego nie życzę nikomu. Pamiętajcie proszę jedno. Jest nas więcej. Photo by David Todd McCarty on Unsplash Komentarze fanów i fanek programu, jakie pojawiły się na oficjalnym profilu instagramowym "The Voice of Poland", nie pozostawiają wątpliwość, że wygrana się Janowi po prostu należała! I choć nie brakowało też głosów wspierających pozostałe osoby biorące udział w sobotnim finale, to jednak gratulacji dla 20-latka z- ዳукеբиφጇ аዕиη увፏթотв
- ካαχу гуቇυ иኬαςኖбуፕе
- Βиզо ух የνο
- Α ж ιջοлի
- ያνιξ ուψизረ ձቬμաзвохիፊ
- Лሢνθպօձир ուпοսխվоኧፗ էсሟср
- Γ ኛоդишιሒерዝ պሑлωሎեչиցዔ
- ኝ տ
„W zdradzie często wcale nie chodzi o wygląd zewnętrzny, tylko o bezpieczeństwo. Jeśli w domu jest napięcie, ciągłe awantury, oczekiwania do spełnienia, brak rozmów, w konsekwencji brak seksu, to ten mężczyzna czy ta kobieta uciekają z domu i szukają spokoju na zewnątrz, gdzie nie ma napięcia”. O tym, dlaczego zdradzamy i jak wygląda krajobraz w parze po zdradzie rozmawiamy z psychoterapeutami – seksuologiem dr Bogdanem Stelmachem i psycholożką Wiolettą Stelmach z Mazowieckiego Centrum Psychoterapii. Małgorzata Germak: Na początek taki przykład: Są małżeństwem 10 lat. Ona ostatnio gorzej dogaduje się z mężem, za to lepiej z kolegą z pracy – coraz częściej robią przerwę na kawę, posyłają spojrzenia. Na ostatniej imprezie firmowej razem blisko tańczyli. Ona coraz częściej myśli o tym mężczyźnie, ale poza tym nic się nie wydarzyło. Czy to jest zdrada? Wioletta Stelmach: To doskonały przykład. Ludzie często myślą: „No ale nic się nie wydarzyło”, „Tylko z nim zatańczyłam”, „Tylko rozmawiamy”, „Przecież wracam do domu, nie sypiam z tym mężczyzną, to tylko flirt”. Ale właśnie to jest już zdrada, bo ta kobieta buduje bliskość emocjonalną poza domem, poza swoim mężem. Bogdan Stelmach: Niektórzy mówią, że jak nie ma fizyczności, to nie ma zdrady. Skoro nie doszło do zbliżenia, czyli do seksu, to się nic nie wydarzyło. Natomiast definicja zdrady jest prosta i krótka – to zawiedzenie zaufania partnera. Żeby zrozumieć, czy doszło w danym związku do zdrady, musimy prześledzić, na czym dla tych ludzi polega zaufanie. W dzisiejszych czasach pary mają różne koncepcje związku. Dla jednej flirt będzie zdradą, a dla innej nawet seks nie będzie. A teraz inna sytuacja w parze. On spędza każdy wieczór przy komputerze, mówiąc jej, że pracuje, a tak naprawdę flirtuje z obcymi kobietami online. Ona ma prawo się wściec, wiadomo, ale czy też może mu zarzucić zdradę? Wioletta Stelmach: Oczywiście. Ten mężczyzna nawiązuje relacje z innymi kobietami. Buduje z nimi intymność i bliskość poza swoją partnerką. On nawet nie musi się z żadną spotkać, a będzie to już zdrada. Jakie są konsekwencje zdrady? Bogdan Stelmach: Zdrada zawsze powoduje utratę zaufania bliskiej osoby i sprawia, że czuje się ona zagrożona w towarzystwie partnera. W takim związku poczucie bezpieczeństwa maleje do zera. Skoro więź budowana jest na zewnątrz, z kimś innym, a nie z partnerem, to ten partner traci grunt pod nogami. Wioletta Stelmach: Wtedy często osoba zdradzana myśli o sobie „jestem do niczego”, „nie jestem dla niego ważna”, „jestem nikim”. Poczucie własnej wartości zostaje zachwiane, a i lęk u tej osoby jest duży. Dochodzi do zdrady w związku. Czy para ma szansę obronić tę relację, pokonać kryzys i wyjść z niego? Wioletta Stelmach: Tak, ale jest jeden warunek: oboje muszą tego chcieć. Chcieć zmienić swoje życie i zbudować związek na innych fundamentach, bo to, co budowali do tej pory, nie było najlepsze, skoro wydarzyła się zdrada. Jeżeli ludzie w parze dalej chcą być razem, to jak najbardziej mogą, tylko muszą to przepracować. I to nie sami, bo sami sobie z tym nie poradzą. Mają do przepracowania mechanizmy, w których tkwią od wielu lat i z których mogą nie zdawać sobie sprawy. Potrzeba kogoś z zewnątrz, terapeuty, żeby to na nowo poukładać. Bogdan Stelmach: Jeżeli dochodzi do zdrady, pojawiają się silne emocje. Im są silniejsze, tym trudniej o logiczne myślenie. Wtedy zamiast rozwiązywać problem, atakujemy partnera, co wywołuje kolejne problemy. Gdy brakuje dystansu i umiejętności racjonalnego osądu, łatwo stracić z oczu cel i zapomnieć o punkcie wyjścia. To trudna sytuacja. Wystarczy chwila, żeby od słowa do słowa zacząć na siebie naskakiwać, oskarżać, obrażać. I nagle okazuje się, że problem zdrady schodzi na dalszy plan, a para kłóci się o inne rzeczy. Z tego powodu może być im ciężko bez osoby trzeciej sobie poradzić. Poza tym warto wiedzieć, że zdrada najczęściej jest wywołana serią nawykowych, automatycznych emocji i myśli, zlokalizowanych poza świadomością. Żeby coś ze sobą zrobić i wyciągnąć wnioski na przyszłość, trzeba zrozumieć proces, jaki pchnął nas do zdrady. Na terapii właśnie tym się zajmujemy. Dlaczego zdradzamy? Wioletta Stelmach: Powody są bardzo różne. Możemy zdradzić, bo czujemy się niekomfortowo w małżeństwie albo jeśli tkwimy w toksycznym związku. Uciekamy z domu, w którym są problemy emocjonalne, brak komunikacji, brak zrozumienia, wtedy szukamy obok przyjaciela, a z czasem ten przyjaciel staje się kochankiem bądź kochanką. Często wcale nie chodzi o wygląd zewnętrzny, tylko o bezpieczeństwo. Jeśli w domu jest napięcie, ciągłe awantury, oczekiwania do spełnienia, brak rozmów, w konsekwencji brak seksu, to ten mężczyzna czy ta kobieta uciekają z domu i szukają spokoju na zewnątrz, gdzie nie ma napięcia. Bogdan Stelmach: Za aktem zdrady zawsze stoi jakiś deficyt. To się nie dzieje przypadkowo. To nie jest tak, jak słyszymy czasem od pacjentów: „To nie ma nic wspólnego z miłością, to był przypadek, upiłam się i poszłam z nim do łóżka”. Jeśli mówimy o zdradzie, to zawsze powinno się pojawić pytanie – jak bardzo źle jest w tym związku? Dlaczego nastąpiła zdrada? To, czego osoba zdradzająca poszukuje, jest tym, czego nie ma w domu ze swoim partnerem. Wioletta Stelmach: Dokładnie tak. Przecież nie szukam niczego na zewnątrz poza moim partnerem, gdy jestem z nim szczęśliwa. Po co ryzykować, po co mi to? Jeśli natomiast coś jest między nami nie tak, to szukamy wspólnie rozwiązania, a nie uciekamy w zdradę. Tak powinno być. Ale dla wielu osób to trudne. I nic dziwnego, bo bycie w związku jest trudne i wymaga nieustającej pracy nad nim i nad sobą. Wioletta Stelmach W zdradzie często wcale nie chodzi o wygląd zewnętrzny, tylko o bezpieczeństwo. Jeśli w domu jest napięcie, ciągłe awantury, oczekiwania do spełnienia, brak rozmów, w konsekwencji brak seksu, to ten mężczyzna czy ta kobieta ucieka z domu i szuka spokoju na zewnątrz, gdzie nie ma napięcia Czy ze zdrady może wyjść coś dobrego? Wioletta Stelmach: Przeanalizujmy taką przykładową sytuację: mamy małżeństwo, w którym kobieta czuje się niekochana i niedowartościowana. Jeżeli ona zdradzi i dzięki temu jej poczucie wartości poprawi się, poczucie się piękną i wyjątkową kobietą, to jej to wyjdzie na dobre. Jest szansa, że dzięki temu zrozumie, co się stało, uświadomi sobie sytuację, w której tkwiła, i jeśli zechce, coś z nią zrobi. Jeśli zrozumie, że do tej pory pozwalała na przekraczanie swoich granic, że była źle traktowana przez męża i była w tym małżeństwie ofiarą, przepracuje ten mechanizm i nigdy więcej na to nie pozwoli. To będzie korzyść ze zdrady. Bogdan Stelmach: Jeśli zinterpretujemy zdradę jako krzyk rozpaczy – doszło do niej, bo jest już tak źle w tym związku, że nie da się funkcjonować – i obie strony są gotowe wziąć odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, to korzyścią będzie dowiedzenie się tyle o sobie. I dzięki temu taka para będzie gotowa do nowego życia. Przy odpowiednim potraktowaniu porażki, da się wyciągnąć z niej pozytywy i wnioski, które skierują człowieka na właściwe tory. Coś bardzo niedobrego, możemy przekuć w sukces. Czy są sygnały, które świadczą o zdradzie? Wioletta Stelmach: Oczywiście, że tak. Chowanie telefonu, blokowanie telefonu i komputera, wprowadzanie dodatkowych haseł, zabieranie telefonu wszędzie ze sobą, nawet do toalety, niewracanie z pracy o standardowej porze, wyjazdy firmowe, wyjścia z kolegami, ale nagle, inaczej niż do tej pory. Nagła zmiana zwyczajów, inne zachowania niż dotychczas, mniej rozmów, mniej bliskości emocjonalnej. To wszystko może być sygnałem, że w związku źle się dzieje. Bogdan Stelmach: Ważny, ale bardzo ulotny, jest sygnał związany z seksem. Jeśli do tej pory było fajnie, a od jakiegoś czasu coś się stało, kobieta np. czuje się uprzedmiotowiona, to albo partner ma problem z porno, albo jest inna kobieta. Zmiana poczucia seksu zwykle świadczy o tym, że coś się dzieje. To bardzo czuły parametr. Nie jest tak, że udany seks na boku nie ma żadnego oddziaływania i spływa po nas. On wpływa na człowieka i całą pozaświadomą sferę. Wioletta Stelmach: A że my kobiety lepiej czujemy emocje i potrafimy je czytać, wyczuwamy zdradę. I najgorsze jest to, że kobieta w takiej sytuacji często nie pomyśli po prostu: „on mnie zaczął inaczej traktować”, tylko: „coś ze mną się stało, coś ze mną jest nie tak”. Intuicyjnie czują, że coś jest nie w porządku, ale interpretują tę sytuację w sposób, że to one zawiniły. To może być bardzo dla nich krzywdzące. Czy można zapobiec zdradzie? Wioletta Stelmach: Oczywiście. To praca nad związkiem i nad sobą całe życie. W związku oczekujemy uważności na drugiego człowieka. Jeżeli ta uważność jest i są pozytywne relacje, to mamy większe prawdopodobieństwo, a nawet pewność, że tej zdrady nie będzie. Bogdan Stelmach: Pogłębianie wiedzy o relacji jest naszym obowiązkiem, jeżeli chcemy zapobiec katastrofom w związku. Pytanie, które zadaje sobie pewnie większość osób, które dopuściły się zdrady – przyznać się czy nie? Wioletta Stelmach: Myślę, że to większego znaczenia nie ma, czy powiemy swojemu mężowi albo swojej żonie o tym, że zdradziliśmy. Chodzi o to, że my wiemy, że coś się wydarzyło i pozaświadomie przekazujemy to. Z drugiej strony trzeba sprecyzować cel – jeśli chcemy wyjść z tego związku, to na pewno warto powiedzieć, a jeżeli chcemy go uratować, to też powiedzieć, właśnie po to, żeby przepracować to i zrobić coś ze związkiem. Bo dysfunkcja w związku, która doprowadziła do zdrady, będzie trwać dalej. Bogdan Stelmach: Najważniejsze, to uświadomić sobie, że problemem nie jest, czy partner wie, ale że ja wiem. A to wpływa na jakość relacji – kłamstwo obciąża i mnie, i tę relację. Jakie pytania powinna zadać sobie osoba zdradzona? Wioletta Stelmach: Dlaczego doszło do tej sytuacji? Czego oboje nie zauważyliśmy, co nam zginęło z pola widzenia? Co się w naszym życiu stało, że oboje nie zwróciliśmy na to uwagi i coś nam uciekło? Coś się stało, ale to się wydarzało o wiele wcześniej, bo zdrada jest tylko skutkiem czegoś, co przegapiliśmy. Bogdan Stelmach Jeśli zinterpretujemy zdradę jako krzyk rozpaczy – doszło do niej, bo jest już tak źle w tym związku, że nie da się funkcjonować – i obie strony są gotowe wziąć odpowiedzialność za to, co się wydarzyło, to korzyścią będzie dowiedzenie się tyle o sobie I dopiero gdy będziemy znać odpowiedzi na te pytania, możemy ruszyć do przodu? Wioletta Stelmach: Tak, ale jest jeszcze coś – osoba zdradzona musi chcieć i umieć wybaczyć partnerowi. Musi dopuszczać do siebie myśl, że ona też coś wniosła do tej sytuacji. Bez tego ani rusz. Bogdan Stelmach: W terapii par po zdradzie realizowany jest jeden z dwóch celów. Jeden to bezpieczne rozejście się, zwłaszcza gdy są dzieci, ważne, żeby nie doszło do eskalacji konfliktu. Druga opcja to zejście się, czyli odbudowa związku na nowych fundamentach. Mówi się, że jeśli ktoś raz zdradził, to będzie już zdradzał. Czy można mieć predyspozycje do zdradzania? Bogdan Stelmach: Wszystko zależy od osobowości człowieka, ale uważam, że nie można tak prosto i jednoznacznie tego stwierdzić. To jest powiązane z poziomem rozwoju psychoseksualnego. W tym zawiera się umiejętność kontrolowania własnego popędu seksualnego. Jeżeli na problemy w związku ktoś reaguje zdradą, to znaczy, że nie ma takiej kontroli. Temat ewentualnych predyspozycji do zdradzania jest szeroki, niejednorodny i nie można nikogo w sposób zero-jedynkowy w taką ramę zamykać. Mówi się, że mężczyźni zdradzają częściej, a kobiety dłużej. Zgodzicie się państwo z tym? Bogdan Stelmach: Trochę tak jest, ale ze statystykami radzę uważać, bo jest w nich duży margines błędu. Statystyki pokazują jedynie jakąś tendencję, ale nie do końca to odzwierciedlają rzeczywistość. Wioletta Stelmach: W różnych badaniach padają różne liczby na temat tego, ile średnio procent mężczyzn, a ile kobiet zdradza, ale szala przechyla się na stronę mężczyzn. Tylko tu znów wracamy do tego – co klasyfikujemy jako zdradę. Żyjemy szybko, większość rzeczy robimy online, mobilnie, randkujemy w internecie, mamy dostęp do mnóstwa aplikacji. Czy dzisiejsze czasy sprzyjają zdradom? Wioletta Stelmach: Jak najbardziej tak. Mamy łatwość w nawiązywaniu kontaktów. To też czasy gwałtownych zmian kulturowych – zmienia się nasza moralność, kodeks obyczajowy. Bogdan Stelmach: Dzisiejsza kultura zorientowana jest na okładkę, a nie na zawartość. Przestajemy zwracać uwagę na więzi i stajemy się samotni w tłumie. Dzisiejsza kultura rujnuje więzi i sprzyja zdradom. Zobacz także
Dlatego nigdy nie sypiam z chłopakiem w jednym łóżku u niego w domu albo u mnie. Wstydzę się. Zresztą jak para śpi razem to rodzice pewnie i tak przyjmują do wiadomości że będą się
Nie mówię, że nie chciałem, no i nie sypiam z nią. Healthy Sleep Diary is a personal tool for tracking and analyzing sleep time . Zdrowy sen Diary jest osobistym narzędziem do śledzenia i analizowania czasu snu . .